sobota, 9 maja 2015

Halooooo? Jeśteś jeszcze? Czemu nie piszesz?

Cześć kochani!
Jak zauważyliście, od ponad miesiąca nie dodałam nic a nic. Trochę (a nawet bardzo) mnie to smuci, lecz nic na to nie poradzę. Mój komputer już chyba na dobre odszedł z tego świata, a pisanie całych rozdziałów na telefonie graniczy z cudem i bardzo narusza moją cierpliwość.
A więc, nadszedł ten straszny moment:
Muszę zawiesić opowiadanie. 
Na jak długo? Nie mam pojęcia. Jak tylko będę miała taką możliwość. Nadal będę zaglądać na Wasze blogi, komentować i dzielić się wrażeniami, a historię Chione odsunę na kilka tygodni.
Proszę nie bijcie. Z własnej woli nigdy nie zrobiłabym tego. :(

P.S Nadal możecie mnie powiadamiać o nowych aktywnościach na Waszych blogach w komentarzach. ;]
P.S x2 Wybaczcie!
~ Wasza Kat(i)

środa, 25 marca 2015

"And if you only die once I wanna die with you"

        - No to co robimy? - Zapytałam idąc przez wioskę obok Willa.
- Chciałbym ci kogoś przedstawić, to niedaleko.
Przemierzaliśmy po kolei ulice i mijaliśmy domy różnych ludzi. Wokół panował zgiełk porannego targu, obok którego przed chwilą przechodziliśmy. Hatumashiku sprzedawali różne dziwne rzeczy - od resztek obiadu po ośmiornice wykonane ze złota.
        Oddalając się od targu, gwar towarzyszący porannym przygotowaniom do przyjęcia wielu ludzi z jeszcze większą ilością piniędzy, uciszał się. Domy stawały się coraz bardziej zadbane, uliczki na ogół zasypane żwirem, zastąpiły kamienie starannie poustawiane w nienagannych odstępach. Pomimo tego, że wioska była moim drugim domem, zapuściłam się w te okolice najwyżej kilka razy.
        Skręciliśmy w boczną uliczkę,słysząc brzęk nożycy, przycinających i tak już perfekcyjnie wyprofilowany żywopłot. Minęliśmy trzy domy o ścianach pomalowanych na złoto i niepokojącej ilości krasnali ogrodowych, zdobiących soczyście zielony trawnik.
        Czwarty z kolei dom był skromniejszy od pozostałych, ale wydawał się najbardziej zadbany i przytulny. Właśnie naprzeciwko niego zatrzymał się Will z wyraźnym podenerwowaniem widocznym na twarzy.
-Zgaduje, że jesteśmy na miejscu - powiedziałam przerywając niezręczną ciszę.
- Dobrze zgadujesz. Tylko proszę, bądź miła.
- O co ci chodzi? Zawsze jestem miła.
Włożył duży trud, aby nie zacząć się śmiać i może dziękować Bogu, że zakończyło się to sarkastycznym uśmiechem.
        Widząc jak bardzo Will zaczyna się stresować, wzięłam sprawy w swoje ręce i po prostu zapukałam. Po chwili usłyszeliśmy kroki i damski głos krzyczący: "Idę!".
        Spojrzałam pytająco w stronę Willa, mając nadziję na choćby najkrótsze wyjaśnienie. Co my niby tu robimy? Dom nie wyglądał jakby był własnością jakiegoś oficera albo innej fajnej postaci z filmu science fiction.
        Po chwili w drzwiach stanęła dziewczyna trochę starsza ode mnie, która także była Hatumashiku. Jej wygląd był zadziwiająco... zwyczajny. Średniej długości, brązowe włosy spięła w kucyka, delikatne rysy twarzy i blada (a raczej blado-niebieska) skóra wyglądała bardzo ładnie wraz z szafirowymi oczami. Na sobie miała pomarańczowy podkoszulek i (jedyną wyróżniającą ją z tłumu rzecz) spodnie całe poplamione farbą.
       - Will! - Krzyknęła rzucając mu się na szyję.
- Ekhem - odchrąknęłąm.
- Ach tak, Chione to Caroline, Caroline to Chione.
- Miło mi, mów do mnie po prostu Caro - powiedziała z uśmiecham na pół twarzy.
- Ach ta, Will mi dużo o tobie opowiadał.
- Naprawdę?
- Nie.
Wtedy uświadomiłam sobie, że jednak to nie było miłe, ale zabawne.
- A więc, skd się znacie? - Spytałam usiłując poprawić sztywną atmosferę.
- Och, zaraz ci opowiemy, ale najpierw zapraszam do środka - ręką wskazała wnętrze domu.
        Wejście prowadziło bezpośrednio do salonu. Było to najnowocześniejsze pomieszczenie jakie miałam przyjemność oglądać, a córka prawowitego króla Krainy Novitas miała przyjemność oglądać wiele wspaniałych komnat. Po ścianie spływał podświetlany strumyk krystalicznie czystej wody, który wpadał do głębokiej na kilka metrów szczeliny w podłodze. Na kremowych ścianach wisiały obrazy, prawdopodobnie namalowane przez domowniczkę, dodatkowo każdy z nik oświetlony był dwoma małymi lampkami. W rohu stał duży, kaminny kominek, w którym palił się ogień choć temperatura powietrza na dworze była pokojowa. Pod ścianą stała długa, szara, zamszowa kanapa, a po drugiej stronie salonu, telewizor wielkości drzwi. "Myślałam, że tylko Will ma tu jak w raju" - powiedziałam sobie w myślach.
      Caroline zaoferowała nam wygodne miejsce na kanapie, a sama poszła przygotować coś do picia.
- Kto to do cholery jest? - Spytałam Willa, który wydawał się być nieco mniej spięty niż podczas rozmowy w drzwiach.
- Spokojnie, zaraz się wszystkiego dowiesz.
Domowniczka przyniosła na srebrnej tacy trzy szklanki korzeniówki*, która była bardzo popularna w tej wiosce i usiadła obok nas.
- To może wyjaśnie ci jak się poznaliśmy. - Powiedział Will mrugając porozumiewawczo do Caro. - Kiedy ty odwiedzałaś swoich znajomych, ja nie miałem praktycznie nic do roboty. Król odwołał wszystkie spotkania, ciebie nie było, a w telewizji leciały same powtórki, więc wybrałem się na targ, który mijaliśmy po drodze. Nie wiem co mnie podkusiło, po prostu chciałem zobaczyć co tam sprzedają. Mijając stoisko z czymś co przypominało rośliny domowe, zderzyłem się z Caro, a tak naprawdę to ona wbiegła we mnie obładowana swoimi zakupami - wpowiadając to zaczął się szyderko uśmiechać- i w ramach przeprosin zaprosiła do sibie.
- Spędziliśmy ze sobą miły wieczór, a potem William odwiedzał mnie każdego dnia. Chodziliśmy na spacery, oglądaliśmy różne wystawy i...
- Czekaj, czekaj. William? - Przerwałam rozmażonej Caroline.
- Tak. Tak właśnie mnie nazywa. Wracając do opowieści, po wszystkich spotkaniach, zrozumieliśmy, że jesteśmy dla siebie stworzeni i teraz jesteśmy parą, tylko proszę nie denerwuj się - ostatnie słowa wypowiadał coraz szybsiej niczym pociąg rozpędzający się na starcie.
- Niby czemu mam się denerwować? To wasze życie, a mi nie pozostaje nic innego jak cieszyć się waszym szczęściem.
       Mówiłam szczerze i choć trochę zabolała mnie szybka zmiana uczuć Willa to przynjamniej już nie musiałam zadawać sobie trudu ciągłego mówienia "Nie Will, naprawdę nie będziemy razem". Lubiłam tego niebieskiego debila i miałam nadzieję, że ta lala nie zamąci mu w głowie.
       - Wiecie co, ja muszę iść... Tam!
Wskazałam ręką w przypadkową stronę świata i żegnając się z nową parą wyszłam z mieszkania Caroline. Przeszłam ścieżkę, w którą skręcaliśmy zaledwie pół godziny temu i skierowałam się do swojego domku, zdając sobię sprawę, że muszę znaleźć nowego towarzysza do walki mieczem.
*~*~*
       - Powiedziałam coś nie tak? - Spytała z nieudawanym przejęciem w głosie Caroline.
- Oczywiście, że nie. Chione jest... dość specyficzną osobą, ale nie da się powiedzieć o niej złego złego słowa. Zaskoczyliśmy ją.
To mówiąc, Śpiący przytulił do mocno Caro, która wydawała się być nadal niepocieszona.
- Mamy plany na ten wieczór? 
- Za kilka godzin mam spotkanie z królem, będziemy omawiać cel naszej dalszej podróży, ale do tego czasu możemy zrobić wszystko.
Pocałował delikatnie ukochaną i biorąc ją na ręce, powoli skierował się do sypialni.
*~*~*
        Weszłam przez otwarte drzwi do dużego, jasnego pokoju.
- Mikeeee, ubieraj się wychodzimy. - Krzyknęłam w stronę schodów.
Po chwili, z góry zszedł mój współlokator, ubrany wyjątkowo... normalnie. Nie miał na sobie skórzanej kurtki i luźnych jeansów, lecz granatowy t-shirt i szare dresowe spodnie.
- To co robimy?
- Idziemy ćwiczyć walkę na miecze, chyba masz jeden?
- Tak się składa, że nie - powiedział chowając twarz w dłoniach.
- Żartujesz? Tylko nie mów, że nie umiesz walczyć bo jeśli tak będzie, to możesz wracać na górę.
Odwrócił się wyraźnie napinając mięsnie pod koszulką. Założył ręce na tył głowy, spowrotem spoglądając w moją stronę.
- Może mnie nauczysz?
       Wyczuwając jego słabość i jednocześnie moją władzę, chciałam to chytrze wykorzystać, ale w końcu obiecałam mu, że będę miła.
- Jasne, znajdziemy jakiś mieczyk dla ciebie.
***
W wolnej chwili zapraszam na smoczy-katalog.blogspot.com :)


*Korzeniówka - napój wykonany z korzeni drzew bąbelkowca.

     

piątek, 13 lutego 2015

Czas na zmiany!

        Spojrzał na mnie jego brązowymi oczami z wyraźnym niepokojem. Mięśnie napięły się pod czarną koszulką, ale twarz nie zdradzała żadnych emocji.
- Znowu zaczynasz? - Powiedział.
- Słucham?
-Obiecałaś mi coś! Miałaś się powstrzymać z wyzwiskami i uwagami na mój temat!
Z miłego i romantycznego kolesia zrobiłam potwora. Nie, to ja jestem potworem.
        Czułam się naprawdę podle - w końcu skąd on mógł wiedzieć o mojej przyjaźni z Zoe? Co jeśli nie miał tyle szczęścia co ona? Co jeśli przez te wszystkie lata ojciec trzymał go w zamknięciu? Nie zasłużył sobie na takie traktowanie, więc miał prawo się złościć.
        Podeszłam do niego chwiejnym krokiem, nogi miałam jak z waty, a gula w gardle nie pozwoliła mi wymówić żadnego słowa. Stała na przeciwko niego, nasze ciała prawie się dotykały, gdy położyłam ręce na jego klatce piersiowej i wyszeptałam ciche:
-Przepraszam...
       Łzy napłynęły mi do oczu, gdy poczułam jego rozbudowane ręce na moich plecach. Wtuliłam się w jego pierś, całkowicie uginając się pod naporem łez wstrzymywanych od tak długiego czasu.
- Zachowywałam się jak szmata - syknęłam.
- Tylko odrobinę.
Po tych słowach powinnam odtrącić jego ciało i szybkim ruchem zapoznać tę piękną twarzyczkę z moją ręką, lecz dziś nie miałam na to siły, więc najzwyczajniej w świecie zaczęłam się cicho śmiać.
        Odsunął mnie delikatnie od siebie, badając mnie przenikliwym wzrokiem.
- Coś nie tak? - Zapytałam.
- Nie, wszystko w porządku. Długo znacie się z Zoe?
- Kilka lat... Nie pamiętam ile dokładniej, ale byłyśmy takie małe...
- I pewnie wszystko ci o mnie opowiedziała.
Po tych słowach skrzywił się ukazując wyraźne niezadowolenie. Mogłam się spodziewać tej reakcji, w sumie żaden mężczyzna nie byłby zadowolony na jego miejscu.
- Słuchaj, nie zamierzam o nic pytać.
        Moje słowa zadziałały na niego kojąco. Jego twarz wydawała się być bardziej promienna, a napięte dotąd mięśnie, rozluźniły się. Powolonym krokiem podszedł do łóżka siadając na jego krawędzi. Poklepał ręką miejsce obok siebie, dając mi znak abym usiadła obok niego.
- Właściwie, to ja już muszę iść. Umówiłam się z Zoe, więc...
- Jasne, rozumiem.
        Szybko wyjęłam piżamę spod kołdry i wpadają po drodze do łazienki po szczoteczkę do zębów, wyszłam z domku, szybkim krokiem kierując się do przyjaciółki.
        Byłam szczęśliwa wiedząc, że moje relacje z Mikiem zaczynają się układać. Podczas drogi do domu Zoe, często wracałam myślami do jego oszałamiającego wzroku. Oczywiście, cały czas pamiętałam o moim niebieskim przyjacielu. Pewnie strasznie mu się beze mnie nudziło.
        Stałam przed dębowymi drzwiami i szybkim ruchem zapukałam prawą ręką. Ponownie usłyszałam znajome mi "Idę!", a po chwili stałam przed rudowłosą przyjaciółką przebraną już w białą piżamę z różowymi kwiatkami i mokrymi włosami rozpuszczonymi luźno na ramiona.
- Przyszła moja śnieżynka! Wskakuj!
Weszłam do środka mając zmutowanego banana na twarzy.
- To co? Przebieraj się i idziemy spać! Jest już druga w nocy!
- Naprawdę? A miałam z samego rana wstąpić do Willa...
- Przebieraj się! Musisz mi jeszcze opowiedzieć o twojej rozmowie z Miekiem!
        Udając obrażoną, pobiegłam do łazienki i wskoczyłam w moją niebieską koszulę nocną. Nie miała specjalnych ozdób, jedynie granatowe kokartki przyszyte na końcu rękawka. Przeczesałam włosy narzekając na brak szczotki i wzięłam się za mycie zębów.
          Po kilku minutach wyszłam z łazienki czując się świeżo i swobodnie.
- To co? Idziemy spać? - Zapytałam.
- Jasne.
*~*~*
       Rano postanowiłam nie zawracać dłużej Zoe głowy i odwiedziłam Willa. Miałam do niego kilka istotnych pytań, a przede wszystkim chciałam poćwiczyć walkę na miecze choć jest to zdecydowanie moją słabszą stroną.
           Mój przyjaciel przywitał mnie w drzwiach z dużym uśmiechem na twarzy i jak zwykle dopiero wstał. 
- Zbliża się południe, ile można spać?
- Przynajmniej ty daj mi spokój - powiedział rzucając się leniwie na kanape.
- Jak to przynajmniej ja?
- Ach, to ty nic nie wiesz? Wczoraj był u mnie Mike, wyszedł dopiero o czwartej rano!
- I co on niby chciał? - Spytał z niedowierzeniem w głosie.
- Opowiedział mi waszą całą historię miłosną i nie, wcale nie miałem ochoty walnąć go w twarz.
          Mogłam z nim rozmawiać tak cały dzień, śmiać się i oglądać telewizję, ale przecież powód mojej wizyty był dużo ważniejszy od tego.
- Dobra, kiedy zaczną szukać twojego talentu?
- Jutro wieczorem, a teraz, jeśli znowu niczego nie wykombinujesz, mamy cały dzień dla siebie - powiedział rozciągając kręgosłup.
- Wiesz, że nie przyjechaliśmy tu odpoczywać?
- Ale chyba coś mi się od życia należy.
           Miał rację. Cały czas wszyscy wywierali na nim ogromną presję, każdy oczekiwał czegoś wielkiego, a jedyną osobą, która traktowała go jak normalnego kolesia byłam ja.
- Nie myślałeś może o przyjaźni z Mikiem? 
- Czemu pytasz? - Był wyraźnie zdziwiony moim pytaniem.
- Przydałby ci się jakiś przyjaciel. Ja ma Zoe, a ty nie możesz kumplować się tylko z dziewczynami.
Pokazał mi język i mamrocząc pod nosem coś w stylu "Po co mi przyjaciel? Jestem samowystarczalny!", rozłożył się na miękkim dywanie.
          Położyłam się koło niego, po czym przekręciłam się na brzuch patrząc w jego niebieskie jak morze oczy.
- A więc, mamy dwie godziny na odpoczynek, a potem sprawdzimy jak ci idzie z mieczem.
- Mieczem? To już nie bawisz się tą drewnianą literą C z patyczkami?
- To jest łuk, idioto.
- Ej, od razu idioto? Mówisz tak bo jestem niebieski?
Roześmiana turlałam się po całym dywanie, nie mogąc złapać oddechu. Czasami się zastanawiam skąd się biorą tacy ludzie jak on?

***
Hej kochani! Wybaczcie długość rozdziału, ale nie mogłam dziś napisać więcej. :C 
Za to głowy do góry, następna część ukaże się już w ten weekend! 

Na koniec chciałam jeszcze wspomnieć o negatywnych komentarzach. Nie chcę aby ktoś pomyślał, że nie mogę przyjąć krytyki - coś robię nie tak? Śmiał, mówcie! Chętnie się poprawie, ale ostatnie hejty napłynęły na mojego bloga od osoby, która nawet nie przeczytała treści co jest już chamstwem. Komentujcie, krytykujcie, ale wiedzcie co piszecie! :)
~Kat(i)


sobota, 31 stycznia 2015

Ruda tańczy jak szalona!

        Weszłam do dużego pokoju, trzymając za rękę moją rudowłosą przyjaciółkę. Aranżacja różniła się wyglądem od zewnętrznej strony budynku. Podłogę zakrywał czarno - biały dywan w zebrę, ściany były czarne, a okna zdobiły purpurowe firanki. W średkowej częścji pokoju stał biały, nowoczesny stół wraz z czterema krzesłami. Pod ścianą było kilka kuchennych mebli stylowo dopasowanych do stołu. Na ścianach wisiały instrumenty bądź ich części - gitary każdego rodzaju, części perkusji, flety i inne.
        Zoe szybkim ruchem zaciągnęła mnie do sypialni, której wystrój niczym nie różnił się od pokoju na dole. Oczywiście, meble kuchenne zastąpiło duże łóżko, biurko i półki na książki, które Zoe kochała czytać.
        Spojrzałam w jej radosne, zielone oczy żałując, że przyszłam do niej tak późno.
- A więc, w końcu go znalazłaś - powiedziała rozmażonym tonem.
- Sama jeszcze w to nie wierzę.
W odpowiedzi uśmiechnęła się promiennie, oplatając kosmyk włosów wokół palca.
- Opowiadaj śnieżynko, jak tam w wielkim świecie?
Zaczęła mnie tak nazywać lata temu, nigdy nie tłumaczyła dlaczego, ale podejrzewam, że to przez moje śnieżnobiałe włosy.
- Nie uwierzysz! Król posłał mi do towarzystwa jakiegoś chłopaka! Ma na imię Mike i ...
Opowiedziałam jej całą historię, nie omijając szczegółów.
        Po zakończeniu mojej opowieści, oczekiwałam jakiejś reakcji. Myślałam, że się rozśmieje i rzuci po drodze: "Żaertujesz? Ale jaja!". Zamiast tego, patrzyła na mnie z poważną miną.
- Nic nie powiesz? - Spytałam.
- Chione, Mike to mój brat.
        W tym momencie świat obrócił się do góry nogami. Brat Zoe? To niemożliwe.
- Twój brat? Ty nie masz brata!
Wypuściła głośno powietrze próbując dobrać odpowiednie słowa.
- Sześć lat temu, gdy byłam, gdy byłam dziesięcioletnią dziewczynką uciekłam do wioski od ojca pijaka, ale tę historię już znasz - pokiwałam głową-. Sęk w tym, że przez te wszystkie lata trzymał mnie w zamknięciu. Podrzucał tylko jedzenie i picie, jak był wściekły... bił mnie i nigdy nie wypuszczał z pokoju. Pewnego dnia, gdy był naprawdę pijany i chciał się na mnie wyładować, uciekłam przez uchylone drzwi. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że mam starszego brata! Długo błąkałam się po Śmierci, aż dotarłam tutaj, a w zeszłym roku przyszedł także Mike. Opowiedział mi swoją historię i wiesz co się okazało? Ten pijany robak więził go w pokoju obok! Przez tyle lat żył za ścianą, a ja nie miałam o tym pojęcia!
        Przez chwilę panowała grobowa cisza. Musiałam poukładać sobie w głowie wszystkie usłyszane fakty.
- A... twoja mama? - Spytałam niepewnie.
- Umarła po moich narodzinach - powiedziała to bez żadnych uczuć.
- To niemożliwe! Gdzie on się podziewał przez tyle lat? Jak niby tu dotarł? Po co? Dlaczego?
- Mike? Nigdy mi nie powiedział. Unika tego tematu i nie dziwię mu się. Powie jak będzie gotowy.
        Pierwszy raz zaczęłam współczuć samej sobie. Czy Mike wie o mojej przyjaźni z Zoe? Nie, to raczej niemożliwe. 
        Rudowłosa, widząc moje zmartwienie prónowała mnie pocieszyć.
- Hej, nie przejmuj się. Twoje stosunki z Mikiem nie wpłyną na naszą przyjaźń.
- Ja nawet nie wiem jakie to są stosunki - powiedziałam kładąc głowę na jej kolanach. 
        Zoe pogłaskała mnie po włosach, patrząc rozmażonym wzrokiem przed siebie.
- Czy byłabyś zdolna porzucić wszystko i zamieszkać tu z moim bratem?
Podniosłam się niedowierzając jej słową. Co to za pytanie? Równie dobrze mogłaby spytać: " Wytniesz sobie serce i zjesz na śniadanie?".
- Oczywiście, że nie!
- A więc, problem rozwiązany. Nie jesteś gotowa na związek z Mikiem. Spodobało ci się to, że ugania się za tobą jak pies i marzy o namiętnym pocałunku i kochaniu się na plaży, ale to nie jest prawdziwe uczucie.
- Dlaczego ty zawsze musisz być taka mądra? - Powiedziałam rzucając się przyjaciółce na szyję.
        Przez resztę dnia nieudolnie próbowałyśmy upiec ciasteczka, co skończyło się bałaganem w kuchni i kamieniami o smaku brudnej skarpety zamiast ciasteczek. Nawet nie zdawałam sobię sprawy, jak bardzo brakowało mi Zoe. Will to równy gość, ale nie da się z nim pogadać o babskich sprawach tak jak z rudą. 
       *~~*~~*
        Leżałyśmy na miękkiej trawie obok domu Zoe, gdy zbliżała się północ. Gwiazdy błyszczały na niebie, ptaki grały swoją melodię, a pomijając ich śpiew, panowała przyjemna cisza.
        Zoe była dla mnie jak siostra, której nigdy nie miałam dlatego obecność Mika zaczęła mi odrobinę przeszkadzać.
- Mogę dziś spać u ciebie? Nie zniosę jego surowego wzroku przez resztę nocy. 
Idąc śladem przyjaciółki, przewróciłam się na brzuch, patrzać z nadzeją w jej oczy.
- Jasne, śnieżynko. Jednak nie wpuszczę cię do domu dopóki, dopóty nie porozmawiasz z Mikiem. No i po drodze możesz wziąć piżamę.
- Czy kiedykolwiek przestaniesz naprawiać moje gówniane życie? - Spytałam pieszczotliwie dotykając jej nosa palcem wskazującym.
- Nie, za bardzo cię kocham.
        Po tych słowach uśmiechnęłam się do niej, a następnie wstałam i truchcikiem skierowałam się w stronę mojej chatki. Dlaczego biegłam? To był mój szatański plan! W końcu kto by chciał całować nieumytą i w dodatku spoconą dziewczynę?
        Mój początkowy plan brzmiał: " Wejdę, zabieram szczoteczkę do zebów, piżamę i szybko uciekam do Zoe. Może się nie obudzi...", ale jak zwykle wszystko poszło nie tak.
        Wchodząc do pokoju, zobaczyłam Mika siedzącego na parapecie i gorączkowo wpatrującego się w moją stronę.
- Gdzie byłaś? - Zapytał spokojnym tonem.
- U twojej siostry, kochasiu.

środa, 21 stycznia 2015

Ale o co chodzi?

        Obudziłam się w miękkim, dużym łóżku. Leniwie otworzyłam oczy i zmierzwiłam delikatnie nieułożone włosy. "Chwila moment..." - pomyślałam. Nie byłam w swoim łóżku! To był pokój Willa, ale jego nie było obok mnie. Szybko zwróciłam się w stronę łazienki, pewnie wyglądałam okropnie.
        Odbicie w lustrze nie zachwyciło mnie. Przemyłam twarz zimną wodą i ułożyłam włosy, tak aby nikt się nie przestraszył na mój widok. Nie mogłam się także powstrzymać od umycia stóp i rąk. To był mój mały sekret - w pokoju zawsze miałam syf, ale nienawidziłam brudu na sobie.
        Schodząc na dół, zobaczyłam Willa śpiącego na kanapie. Podeszłam do niego mówiąc:
- Wstawaj! Szkoda dnia!
Mamrotał coś podnosem, ale wstał bez większego oporu, co było dla niego nowością.
- Która godzina? - Powiedział.
- Nie wiem. Chciałam... Może pójdziemy się przejść?
  ***
        Poranne słońce rozświetlało uliczki wioski. Ludzie ( czyt. Hatumashiku) powoli rozkładali stragany i szykowali się do monotonnego dnia. Wokół słychać było śpiew ptaków i nurt pobliskiej rzeki. Przechodząc obok pewnej staruszki usłyszeliśmy kawałek jej kłótni ze sprzedawcą. Najprawdopodobniej miał drogie owoce. 
       Rozmyślałam nad wczorajszym wieczorem. Po tym cholernym pocałunku, pobiegład do Willa. Chiałam mu to wszystko wyjaśnić, bałam się, że go stracę... Ale on znów mnie zaskoczył słowami: " Hej, jesteśmy przyjaciółmi, prawda? Przyjaciele się wspierają w trudnych chwilach.". Nie był świadomy jak bardzo ucieszyłam się po tych słowach. Potem... pewnie zasnęłam u niego, a on na kanapie.
        Z zamyślenia wyrwał mnie Will, no tak przecież idziemy już pół godziny, a ja się nawet nie odezwałam.
- Chciałaś o czymś pogadać?
- Wczoraj z Mikiem... Pocałowałam go. - Nie mogłam go kłamać. On był zawsze szczery.
- CO? Przecież ty go nienawidzisz!
- Wiem! Ja chyba wariuję! Nie mam pojęcia co się ze mną stało, to działo się tak szybko...
- Musisz z nim o tym porozmawiać!
- Ani mi się śni! Mam go już..
- Kiedy zrozumiesz, że wyzywanie go nie załatwi problemu? Nie uciekniesz od tej rozmowy, nie jesteś niewidzialna!
        Chcąc nie chcąc, miał rację. Dałam się zaciągną pod mój... znaczy się nasz domek i niepewnym krokiem przekroczyłam próg, odprowadzając Willa wzrokiem. Zamknęłam za sobą drzwi i podążyłam na górę czując uginające się pode mną nogi. 
        Weszłam do sypialni, gdzie zastałam Mika siedzącego na łóżku, plecami do mnie.
- Puk puk? 
W tym momenci odwrócił się do mnie, na tyle haotycznie, aby przesunąć łóżko w inną stronę świata.
- Możemy pogadać? - Zapytałam niepewnie.
Cała moja duma i odwaga uciekły w oka mgnieniu. Co się ze mną dzieje?
- Jasne, siadaj.
Próbował być twardy i obojętny, ale kiepsko mu to wyszło. Usiadłam koło niego, ale każda próbo rozpoczęcia rozmowy kończyłam się niepowodzeniem. Po jakimś czasie Mike objął pałeczkę.
- To co się stało wczoraj... - Nie dokończył, głos mu sie załamał.
- Przepraszam cię za to. Nie chciałam żeby tak wyszło. 
        Jego twarz nagle złagodniała, jaby poczuł wielką ulgę, ale dlaczego?
- Chione, ja nie wiem co się ze mną dzieje. Nigdy się tak nie czułem... Na twój widok, uginają sie pode mną kolana i serce zaczyna mocniej bić - słuchałam z opuszczoną głową - nigdy wcześniej się tak nie czułem.
- Mike, ja.... Ja nie wiem co mam ci powiedzieć.
- Dziewczyno ja cię kocham! Prawie się nie znamy, ale ja już czuję, że nie mogę bez ciebie żyć! 
       W tym momencie do oczu napłynęły mi łzy, a gula w gardle osiągnęła maksymalną wielkość. Czemu to wszystko musi być takie trudne? Czy Mike mi się w ogóle podoba?
- Powiedz coś, błagam. 
Widziałam w jego oczach strach, strach przed odżuceniem.
       Zdobyłam się na uśmiech. odniosłam głowę i spojrzałam mu prosto w jego piękne, brązowe oczy.
- Co mam ci powiedzieć? Prawie się nie znamy, daj mi trochę czasu.
Nie wiem czemu nie powiedziałam mu od razu, że nic z tego nie będzie. Czułam coś do Mika, ale to nie było na tyle silne, aby robić mu nadzieje.
        Nie zdąrzyłam zareagować, gdy jego twarz znalazła się niebezpiecznie blisko mojej. Zebrał się we mnie gniew. "Co on sobie myśli? Nie może mnie całować kiedy ma na to ochotę, o nie!".
- Mike, przestań! - Krzyknęłam odsuwając się od niego.
- Przepraszam, ja nie wiem co się ze mną dzieje - mówiąc to ręce mu się trzęsły, a oczy gwałtownie stały się pełne strachu.
- Myślałam, że może jesteś inny.
Wybiegłam z pokoju czując łzy napływające do oczu. Nie wiem jakie on ma zwyczaje, ale nie będę jego zabawką. 
        Nie chciałam rozmawiać z Willem, nie chciałam płakać samotnie w kącie. Gdzie mogłam pójść? Zoe! Zoe była moją przyjaciółką, moim wspraciem gdy przebywałam w wiosce. Nie była Hatumashiku, była człowiekiem, ale tu pracowała.
        Mieszkała nie daleku, tuż za tym progiem... Jest! Najbardziej rozpoznawalny domek w całej wiosce. Ściany były fioletowe do potęgi, okna zawsze czyste, a na dachu rosły kwiaty. Nigdy mi nie zdradziła jakim cudem one tam rosną. 
       Zapukałam do drzwi ciesząc się na samą myśl o spotkaniu z przyjaciółką. Usłyszałam znajome: "Idę!". Po chwili w drzwiach stanęła niższa ode mnie o kilka centymetrów, ładna, rudowłosa dziewczna o zielonych oczach i czerwonych jak truskawka ustach. Ubrana była w standardowy dla niej strój - czarna skórzana marynarka, bluzka w czaszki, czarne spodnie z dziurami i glany. 
- Zoe! - Krzyknęłam rzucając się w ramiona dziewczyny.
- Tęskniłam za tobą. - Szpnęła mi do ucha.
***
Udało się! Z małym opóźnieniem, ale napisałam nowy rozdział! 
~Kat(i)
      
       

sobota, 10 stycznia 2015

"Everything has changed..."

     Szłam kamienną uliczkę pośród tłumu Hatumashiku. Różnili się od Willa pod wieloma względami - byli niżsi, mniej niebiescy i nie mieli tych dziwnych tatuaży. Mimo wszysto, lubiłam przebywać w tej wiosce, przypominała mi dawne czasy spędzone w pałacu zamku. Miałam tu kilku kolegów i jedną przyjaciółkę, z którą jestem naprawdę zżyta i zamierzam ją dziś odwiedzić.
     Domu Willa nie dało się przegapić. Na ścianach porozwieszane były balony i kolorowe wstążki, a nad drzwiami rzucał się w oczu kolorowy napis "Uśpiony Hatumashiku". Podeszłam do drzwi i głośno zapukałam. Po chwili drzwi zączęły się powoli otwierać, jakby nie był pewny kogo tam zobaczy. Wysunął głoę zza progu, po czym wciągnął mnie do środka. 
     Nie ukrywalam swojego zaskoczenia szczególnie, że zrobił to niezbyt delikatnie.
- Au! Oszalałeś? - Zapytałam.
- Czemu przychodzisz dopiero teraz? - Powiedział przytulając mnie do siebie.
- Nie bądź śmieszny, jesteś już dużym chłopcem.
     Po tej rozmowie, usiedliśmy na kanapie, ciesząc się z wzajemnego towarzystwa.
- Wiedziałeś, że ten chłopak z czarnymi włosami się do mnie wprowadził?
- Żartujesz? Chodzi ci o...
-Tak, właśnie ten.
Nie ukrywał zdziwienia pomieszanego z gniewem za co nie można go winić, jeszcze nie zrozumiał, że chcę być wyłącznie jego przyjaciółką. 
     Rozejrzałam się do okoła z niedowierzeniem patrząc na bałagan w kuchni. Widocznie zjadł już śniadanie i nie zamierzał posprzątać. Z zamyślenia wyrwało mnie wspomnienie rozmowy Willa z królem.
- O czym rozmawialiście z tą strą borówką?
- Z królem? Dziwny koleś... Na początku opowiadał mi o swojej wiosce, o ich obyczajach, ale nie bardzo mnie to interesowało. Gdy skończył, gadał o tym jak wielkie nadzieje pokrywa w moich umiejętnościach, które już niedługo zostaną odkryte bla bla bla...
      Mówił to kompletnie bez entuzjazmu, miałam nadzieję, że to nie są kolejne gierki króla. Nie chciałam się tym chwilowo zamartwiać, jedyne na co miała ochote to oglądanie telwizji (tak, w wiosce mieli telewizor, ale oczywiście tylko w domku Willa) z moim towarzyszem. 
      Leniliśmy się cały dzień, oglądając telewizje, opowiadając kawały i nieudolnie próbując coś ugotować.
- Ty sprzątasz - powiedziałam.
- Czemu ja? 
- To twój dom, ja w swoim mam porządek.
- To jutro idziemy do ciebie.
Achh... Gdby życie było takie miłe przez cały czas? Dawno nie czułam się tak szczęśliwa - miałam przy sobie przyjaciela, a cel życiowy był na wyciągnięcie ręki.
     Wieczorem, gdy użądziliśmy mini zapasy, do domku wpadł (bez pukania!) Mike. Musiało to wyglądać dość dziwnie bo obydwoje leżeliśmy zdyszani na podłodze.
- A ty czego tu? 
Nie starałam się być miła, nawet nie podniosłam się z podłogi.
- Możemy porozmawiać?
- Nie. 
Na tym mój wkład w dyskusję się skończył. Wstałam kierując się do kuchni po picie, a kątem oka zauważyłam Willa przedstawiającego się temu... drugiemu.
    Wróciłam z szklanką wody w ręku, pomiędzy Willem a Mikiem zapadła krępująca cisza.
- Możesz jusz sobie iść, a nawet byłoby miło gdybyś w ogóle tu nie przychodził.
- Nie wyjdę dopóki nie pogadamy.
- Nie rozumiesz, że ja nie mam o czym z tobą gadać? Idź zabawić kogoś innego.
Odwróciłam się do Willa i łapiąc go za rękę poszliśmy na górę. Pytał czy z nim jestem? Niech myśli, że tak jest.
    Drugie piętro było bardziej przystrojone niż parter. Były tu trzy pokoje - ogromna sypialnia, łazienka i garderoba. Król się nieźle postarał, Will miał do dyspozycji tysiące przebrań na każdą okazję. Łazienka była średniej wielkości, ale wanny można było pozazdrościć. Zmieściłyby się w niej trzy osoby, rozścielona została różami i miała opcję jacuzzi. 
    Weszliśmy do bogato urządzonego pokoju. Ściany były złote, a całą podłogę pokrywał miękki, biały dywan. Łóżko stało naprzeciowko okna, z którego widać było całą wioskę. 
- Robi wrażenie, prawda?
- Zamieńmy się! Nie wytrzymam z tym debilem.
- Ale wiesz, że to obraziłoby króla?
Wiedziałam to. Hatumashiku mają wielkie ego, a ja nie chciałam być z nimi w stanie wojennym - tylko tu nie dotarł terror mojego wuja.
    Wskoczyłam na łóżko ciesząc się jego miękkością i milionami puchatych poduszek.
- Może powinnać go wysłuchać? - Zapytał Will.
- Nie mam o czym z nim rozmawiać i on bardzo dobrze o tym wie.
- Znowu zachowujesz się jak dziecko - powiedział z uśmiechem siadając koło mnie.
- Może masz racje, pogadam z nim, ale chodź ze mną.
- O nie! To twoja sprawa, nie mieszaj mnie w to.
- Mam gdzieś twoje odczucia.
Po tych słowach, pociągnęłam go za ramie na dół nie przejmując się jego protestami.
     Tak jak myślałam - Mike czekał ja debil na dole stojąc i czekając. Podeszłam do niego, cały czas trzymając ramie Willa.
- Mów czego chcesz.
Oczywiście zaraz usłyszałam z tyłu szept Willa: "Bądź milsza!".
- Możemy pogadać na osobności?
- Nie, mów albo się wynoś.
- Wiecie, co? Ja muszę... do łazienki! - Wtrącił Will, po czym pospiesznie udał się na góre.
- Zaczniesz wreszcie mówić? - Spytałam.
- Przepraszam, okej? Wyszedłem na totalnego debila, który myśli, że jest najfajniejszy na świecie, ale jest mi przykro, nie możesz tego pojąć? Nie możesz zrozumieć, że chcę to naprawić? Musisz być dla mnie taka oschła?
- Nie, nie, tak. Już wiesz?
- To co mam zrobić? Co zrobić żebyś mi wybaczyła?
- Idź się utop.
Chciałam się odwrócić i zakończyć tym całą naszą, ale on złapał mnie za rękę mówiąc:
- I co? Teraz mnie olejesz i będziesz udawać, że nic się nie stało? To takie do ciebie podobne...
W tym momencie powiedział kilka swół za dużo. Czułam jak nienawiść do tego gnojka mnie rozsadza od środka. 
     W mgnieniu oka moje pięści zaliczyły bliskie spotkanie z jego twarzą, a prawa stopa z genitaliami. Jak widać, lata w puszczy na coś się przydają. Po chwili Mike otrząsnął się z szoku i przstał kuliś się jak małe dziecko. Ku mojemu zaskoczeniu, rzucił się w moją stronę powalając mnie na podłogę. Przygniatał mnie całym swoim ciałem, trzymał mocno za nadgarstki, a jego głowa znajdowała się w niebezpiecznej odległości od mojej.
- Will! Zabierz stąd tego gnojka, idioto!
Liczyłam na cudowne wybawienie, powinien zejść i jednym kopniakiem wywalić go za drzwi. Zamiast tego usłyszałam:
- Poradzisz sobie! 
- I co? Teraz twój chłoptaś ci nie pomoże? - Powiedział Mike.
- On nie jest moim chłopakiem ty sarkastyczny pasożycie! - krzyknęłam to na cały głos zdając sobie sprawę z moich słów.
Will to usłyszał, będzie teraz na mnie wściekły. 
    Chciałam się rozpłakać jak małe dziecko, chciałam żeby Mike nigdy się nie pojawił.
- Dasz mi wreszcie dojść do słowa? - Zapytał.
- Najpierw mnie puść.
Wstałam rozcierając obolałe nadgarstki. Spojrzałam mu prosto w oczy, ten cały sarkazm, duma... To wszystko znikło. Jego oczy były ciepłe i pełne troski.
    Usiadł na przeciwko mnie, wyraźnie miał coś ważnego do powiedzenia. Był sztywny i unikał mojego wzroku, bałam się tej rozmowy, ale nie dałby mi inaczej spokoju.
- Już nie będę dla ciebie wredna. - wycedziłam szybko nie dając mu zacząć rozmowy. 
      Wtedy sprawy nabrały tempa. Przyciągnął mnie do siebie gwałtownie i pocałował. Zanim się zorientowałam co się dzieje, jego ręce znalazły się na mojej tali, a ja odwzajemniłam pocałunek prawie nieświadomie. Położyłam dłonie na jego ramieniach, całkowicie się mu oddając. Był delikatny i ostrożny, jakby bał się kolejnego uderzenia. Po chwili (oczywiście nieświadomie) zaczęłam rozpinać jego koszulę, nie przerywając pocałunku. 
      "Co ty robisz?!" - usłyszałam w głowie. Automatycznie odsunęłam się od Mike'a i spuściłam wzrok.
***
Tak wiem, moja kochana Mika Foggy zabije mnie za tą końcówkę! Przepraszam!
~Kat(i)

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Znajomy nieznajomy

     Szłam przez wzgórze czując oddech Willa na plecach. Wiedziałam, że postąpiłam dobrze - w przeciwnym razie, mogłabym go jeszcze bardziej zranić. Pomimo to, dręczyły mnie wyrzuty sumienia, ale teraz chciałam się skupić na moim zadaniu.
     Czas upłynął szybciej niż myślałam. Staliśmy przed bramą prowadząca do wioski Hatumashiku, a wokół zgromadzili się wszyscy mieszkańcy. Podszedł do nas król wioski, ubrany w fioletowe szaty, srebrne buty i niezliczoną ilość wisiorków zrobionych z brązowych koralików. Był wysoki, na jego brązowych, długich do pasa włosach był wieniec spleciony z nieznanego mi gatunku drzewa. 
     Ukłoniłam się bez entuzjazmu, po czym Will powtórzył moją czynność.
- Witaj Chione, długo wyczekiwaliśmy na rozkwit Twej podróży. Cała wioska jest Ci wdzięczna. Jak się nazywasz Uśpiony Hatumashiku? - Powiedział król.
- Jestem Will.
Powiedział to bardzo niepewnie, aż czułam jego stres. 
     Wszyscy zebrani rozsunęli się formując nam wejście do głownej chaty króla. Nie różniła się zbytnio wyglądem od pozostały - ściany były brązowe, drzwi  pomieściłyby duży pociąg, a dach wyścielony był słomą. Odróżniała ją tylko wielkość przewyższająca inne budowle.
      Udaliśmy się pospiesznie w kierunku chaty. Idąc, czułam na sobie spojrzenia wielu Hatumashiku, ale i tak większość przejęta była Willem. Dopiero teraz zobaczyłam, że idzie koło mnie sztywny jak deska. Szturchnęłam go łokciem mówiąc:
- Ej, będzie dobrze. Nie stresuj się tak
- Łatwo ci mówić - mruknął pod nosem.
      Stanęliśmy przed wielkimi drzwiami, które otworzyli słudzy króla. Wewnątrz znajdowała się jedna, ogromna sala, która była w całości pokryta białym marmurem. Hatumashiku znali magię, więc przy suficie latały ptaki, które zostawiały za sobą linie z mgły, ale nie wydawały jednak żadnych odgłosów. 
     Odwiedzałam tą salę milion razy, więc nie miałam czemu się nadziwiać, jednak Willowi głowa chodziła w każdą stronę, a oczy wychodziły z orbit. Spodziewałam się takiej reakcji, w końcu jest TYM śpiącym, wyczekiwanym tyle lat.
     Na środku sali, król zatrzymał się i odwrócił twarzą do nas. 
- Chione, pozwolisz, że porozmowiam twarzą w twarz z Willem? - Zapytał.
- Oczywiście.
- Świetnie. Mike odprowadzi Cię do Twojego domku.
- Nie trzeba, znam drogę.
- Och, ale on i tak idze w tamtą stronę.
     Nagle z ciemnego rogu sali wyszedł czarnowłosy chłopak. Był wyższy ode mnie, ale niższy od Willa. Jego uroda powalała na kolana, a mięśnie budziły lekki niepokój. Ruszył żwawym krokiem w moją stronę, po drodze kłaniając się królowi. 
- Jeśli pani pozwoli - powiedział podając mi rękę.
Złapałam jego dłoń i powędrowaliśmy w kierunku mojego pokoju. 
    Gdy znaleźliśmy się poza zasięgiem słuchu i wzroku króla, chciałam  zadać mu kilka pytań.
- Kim ty jesteś?
- Miłe powitanie. - nie obyło się bez sarkastycznego uśmieszka- Jestem Mike, miałem się Tobą... zaopiekować.
     W tym momencie puściłam jego rękę i krzyknęłam:
- Ja nie potrzebuję niczyjej opieki, a szczególnie Twojej!
Po tych słowach pobiegłam do swojego domku chcąc mieć w dupie tego lalusia. Myśli, że będę się ślinić na jego widok bo ma ładną buźkę? Chyba się pomylił.
     Otworzyłam drzwi do mojego domku. Pierwsze co pomyślałam "łóżko". Wbiegłam po schodkach na górę, napawając się widokiem tak znanych mi niebieskich ścian i skrzypieniem każdego schodka. Wchodząc do mojego pokoju, usiadłam z wrażenia. Nic się nie zmienioło, wszystko było na swoim miejscu, ale obok mojego łóżka stało jeszcze jedno, cudze łóżko. 
- Co do jasnej...
- Niespodzianka! Witaj, współlokatorko. - powiedział Mike.
     Wstałam starając się go ignorować. "Udawaj, że go tu nie ma" powtarzałam sobie w myślach. Tak jak miałam zaplanowane, zdjęłam buty i rzuciłam się na łóżko. Udawałam, że śpię - był to najlepszy sposób na przeczekanie rozmowy Willa z królem, a przy okazji mój nowy "kolega" nie zawracał mi głowy.
     Po kilku minutach wstałam przecierając zaspane oczy. Mike stał nade mną wpatrując się przenikliwie.
- Mam się bać? Może odwalisz się ode mnie? - spytałam.
- W obu przypadkach odpowiedź brzmi nie. Złaź na dół, śniadanie stygnie.
- Co? Która..
Był już ranek, jak mogłam tak długo spać? 
     Zeszłam na dół po wcześniejszym prysznicu w ubraniach, które leżały w MOJEJ szafie, w MOIM pokoju. Coraz mniej lubiłam tego gościa, ale i tak niegługo wyjeżdżam z Willem.
     Na dole znajdowała się mini kuchnia. Co wydawało mi się dziwne, stół stroiły kwiaty i biały obrus. Do jedzenia natomiast była jajecznica i sałatka. 
- Z jakiej to okazji? 
- Chciałem rozpocząć naszą znajomość od nowa. 
     Usiedliśmy przy stole bez słowa. Wcale nie chciałam poznawać go od nowa, już wyrobiłam sobie opinię na jego temat. Zabrałam się za jajecznicę unikając jego wzroku. Przypomniałam sobie o Willu, nie widzieliśmy się od wczoraj.
- Gdzie jest Will? - Spytałam.
- W domku za zakrętem, to twój chłopak?
- Nie twój interes.
- Słuchaj, źle się wczoraj wyraziłem. Król poprosił mnie abym dotrzymał ci towarzystwa to wszystko.
- A więc jesteś czymś w rodzaju chłopca na posyłki?
      Chyba trafiłam w czuły punkt, już więcej nie powiedział ani słowa. Po skończonej jajecznicy, wróciłam się na górę po płaszcz i skierowałam w kierunku drzwi. Łapiąc za klamkę poczułam ciepłe dłonie na moich ramionach.
- Gdzie idziesz? - Zapytał Mike.
- Skoro jesteś panią do towarzystwa, to nie muszę ci się z niczego tłumaczyć.
Po tych słowach wyszłam na zewnątrz prosto do domku Willa.
***
Uff... Nareszcie udało mi się coś wyskrobać. Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni! :D