poniedziałek, 29 grudnia 2014

Czy to ja?

       Ta noc była dla mnie wyjątkowo ciężka. Czułam się, jakby ktoś walił moją głową o ścianę, nie mogłam zasnąć i chciało mi się pić. Około północy miałam już serdecznie dość spania, ubrałam się i bez większego zastanowienia wyszłam z legowiska. Najbliższa rzeka była pół godziny marszu stąd, ale i tak nie miałam nic lepszego do roboty. Moje ciało pragnęło wody, do picia i do pływania. 
       Nie kierowałam się rozsądkiem, chciałam na chwilę uciec od tego wszystkiego. Nadmiar obowiązków przytłaczał mnie doszczędnie. "W okrutnym świecie, tylko najtwardsi wygrywają" - zawsze powtarzałam to sobie w myślach, gdy miałam doła. "Broda do góry, klatka do przodu, pokaż wszystkim, że to oni powinni się Ciebie bać" - z kolei to były słowa mojego ojca, kieruje się nimi do dziś.
      Nie wiedziałam ile już idę, ale zbliżałam się do celu. Minęłam właśnie ostatni zakręt, gdy moim oczom ukazała się rzeka, lśniąca w blasku księżyca, który znajdował się obecnie w pełni. Niebo miało barwę szafiru, gwiazdy zdawały się dawać więcej światła niż księżyc, a wokół rozbrzmiewały odgłosy lasu.
      Chwiejnym krokiem podeszłam do wody, po czym napiłam się gasząc pragnienie. Wyprostowałam się i sciągnęłam z siebie ubrania, kładąc łuk najbliżej brzegu. Powoli, krok po kroku weszłam do zimnej wody. Pływałam rozmyślając nad moim "związkiem" z Willem. Czy to w ogóle miało sens? Czy naprawdę coś do niego czułam?
      Coś mi podpowiadało, że to nie ten chłopak, nie z nim jest mi dane iść przez świat. Poczułam się głupio, jak zwykle - chciałam dobrze, a wyszło jak wyszło... Zrobiłam mu nadzieje, pewnie jest przekonany, że jesteśmy wzorową parą! Musiałam to zakończyć, ale nie chciałam go zranić.
      Po jakimś czasie ręce zaczęły mnie boleć od ciągłego pływania, więc udałam się w kierunku brzegu. Wychodząc, poczułam powiew chłodnego wiatru. Szybko ubrałam się ponownie i udałam się z powrotem do Willa.   
***
Z PERSPEKTYWY WILLA
      Obudził mnie odgłos czyiś stóp. Po chwili do legowiska weszła Chione, niezdarnie próbując zachować ciszę. Kiepsko jej to wyszło, zważywszy na hałas jaki wyżądziła upuszczając wszystkie patyki zastępujące drzwi. 
- Prawie się nie obudziłem.
- Zamknij się - syknęła przez ramię.
Byłem bardziej rozbawiony niż urażony jej zachowaniem. To była cała Chione - twarda i bezwzględna. 
      Wstałem bez większego entuzjazmu i zarzuciłem na siebie ubrania. Po chwili zrozumiałem, że gapię się bez sensu na moją towarzyszkę, która właśnie składała legowisko.
- Ślinka Ci cieknie - powiedziała widząc moje zachowanie.
Tym razem udało jej się mnie zawstydzić co pewnie bardzo ją usatysfakcjonowało.
      Mimo tych docinek, nie mogłem nadziwić się jej urodzie. Białe jak śnieg włosy, uplotła w warkocz sięgający jej do pasa. Oczy miała duże i dogłębnie szare (początkowo wzbudzało to we mnie lęk), a nos mały i lekko zadarty. Nie miała się czego wstydzić, a szególnie jej figury. Wyraźnie kobiece kształty dodawały jej piękna i wbrew pozorom nadal wyglądała jak wojowniczka.
        Wyrwałem się z zamyślenia, nie chciałem dawać jej kolejnego powodu do naśmiewania się. 
- Idziemy coś zjeść? - Zapytałem.
- Nie - odpowiedziała wystawiając język.
Wyszła z legowiska rozwalając doszczędnie wejście.
- Zachowujesz się jak dziecko - powiedziałem próbując się nie roześmiać.
- A ty jak baba! - usłyszałem z oddali.
       Zacząłem biec z radością stwierdzając, że moja kondycja znacznie się poprawiła. Dogoniłem ją po kilku sekundach i jak zwykle zmierzaliśmy w kierunku wioski. Dziś miał być ten dzień! Dziś mieliśmy tam dotrzec!
- To kiedy będziemy na miejscu? - Zapytałem.
- Koło południa. Szykuj się na królewskie powitanie - mrugnęła do mnie okiem.
- O co Ci chodzi?
- Nie rozumiesz? Jesteś śpiącym! Czekali na Ciebie od setek lat, posyłali miliony ludzi na poszukiwania, prowadzili najróżniejsze badania! Przyjmą Cię jakbyś był ostatnim człowiekiem w Novitas.
      Nigdy wcześniej nie myślałem o tym w ten sposób. Ogółem, mieliśmy ostatnio mnóstwo "atrakcji", więc żadko się nad tym zastanawiałem. 
- Co jest we mnie takiego wyjątkowego? - Zapytałem.
Wtedy Chione odwróciła się i dotknęła prawą ręką mojej klatki piersiowej.
- Zamiast serca, masz kamień szlachetny. Daje ci on moc jakiej nigdy sobie nie wyobrażałeś! Każdy śpiący ma swoją specjalność, a pobyt w wiosce pomoże Ci odkryć swoją.
      Po tych słowach odwróciła się, maszerując dalej. Nie ukrywałem swojego zdziwienia choć większe wrażenie zrobiła na mnie styczność z Chione niż sama wiadomość. Nagle zatrzymała się, a ja prawie na nią wpadłem. 
- To tutaj, możemy coś zjeść. - powiedziała.
Rosło tu około tuzin krzewów, z których wyrastały owoce różnej wielkości i o różnych kolorach.
- Możesz jeść wszystkie owoce, oprócz fioletowy i żółtych. 
Bez zastanowienia podszedłem do najbliższego krzaka i zerwałem owoc. Postanowiłem spróbować każdego  po kolei.
       Najbardziej do gustu przypadły mi czerwone, były słodkie i miękkie. Zauważyłem, że Chione objada się w kącie fioletowymi owocami.
- Ej! Mówiłaś, że nie wolno jeść fioletowych!
- Powiedziałam, że ty nie możesz. To moje ulubione, trujące są tylko żółte, ale spróbuj tylko dotknąć fioletowych, a odgryze ci palce.
Po tych słowach postanowiłem zostać przy pozostałych kolorach. 
      Najedzeni ruszyliśmy w drogę. Od rana nie rozmawialiśmy o wczorajszych zajściach, a osobiście bałem się zacząć temat. Nie chciałem popsóć miłej atmosfery panującej między nami. Mogłaby jeszcze pomyśleć, że się narzucam albo, że jestem napalonym zboczeńcem! Szybko odsunąłem od siebie te myśli i skupiłem się nadrodze. 
- Za piętnaście minut będziemy na miejscu - powiedziała z uśmiechem.
     Piętnaście minut? Nie wiem kiedy zleciał czas, ale nagle zacząłem się stresować. Co jeśli nikt mnie nie polubi? W sumie, i tak niedługo wyjeżdża z Chione ratować Novitas, więc co za różnica?  Pomimo tego, ręce zaczęły mi się pocić. "Ogarnij się!" - skarciłem się w duchu. 
       Szliśmy leśną ścieżką prowadzącą pod górkę.
- Za tamtym wzgórzem będziemy na miejscu 
W tym momencie znalazłem w sobie odwagę i chwyciłem ją za rękę pociągając do siebie. Zaskoczona wpadła w moje ramiona. 
- Dlaczego od rana unikasz szczerej rozmowy? - Wycedziłem.
- Will... Nie utrudniaj tego.
Już chciałem protestować, mówiąc, że należą mi się wyjaśnienia, ale zobaczyłem ból i smutek w jej oczach.
- Zostańmy na razie przyjaciółmi - szepnęła.
- Przyjaciele się przytulają?
     Z uśmiechem, odwzajemniła mój uścisk. Czemu ta chwila nie mogła trwać wiecznie? 
- Czekają tam na nas. - Powiedziała.
Puściłem ją ze smutkiem, zdając sobie sprawę z tego, że szansa na nasz związek jest coraz mniejsza.

~Kat(i)
     

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Wielki rozkwit

     Czekaliśmy w podziemnej skrytce około godzinę. Żołnierze byli pewnie już daleko stąd, ale wolę dmuchać na zimne.
- Myślę, że możemy już wyjść. - powiedziałam do Willa
Odwróciłam się i skierowałam w kierunku wyjścia, gdy on nagle złapał mnie za rękę i pociągnął do siebie.
- Nie. - wyszeptał mi do ucha.
Moje zdziwienie nie trwało długo. Zaledwie kilka sekund później usłyszałam donośny tupot nad naszymi głowami. Nie były to wojska mojego wuja, ale raczej jakieś nieprzyjazne stworzenie. "Ale jestem głupia" pomyślałam. Gdyby nie on, stałabym właśnie przed jakąś gigantyczną jaszczurką i prawdopodobnie walczyła o życie. Jednocześnie bardzo mi tym zaimponował. Wreszcie obudził się w nim jakiś instynkt przetrwania, dotąd był ciepłą kluchą, która podawała się wszystkiemu na talerzu.
- Czemu się tak na mnie patrzysz? - wyrwał mnie z zamyślenia.
- Ochh... Nie, nic.
Lekko wkurzona na siebie odwróciłam się i pomaszerowałam w stronę wyjścia. Tym razem nic się nie stało i w spokoju mogliśmy wydostać się z tej dziury. 
      Wychodząc zasypałam wejście liściami i przykryłam ziemią. Ostatni raz objęłam wzrokiem okolicę i ruszyłam dalej. Przeszłam kilka metrów w potwornej nudzie. Nic się nie działo nikt nas nie atakował...
- Dlaczego nie chcesz ze mną być? - powiedział Will.
Nie zamierzałam odpowiadać na to pytanie. Odwróciłam się, zatosowałam jeden z wielu chwytów obezwładniających i ruszyłam  dalej zostawiając go obolałego, leżącego na ziemi. Chyba pomylił mnie z kimś innym. Nie jestem typem dziewczyn, które szukają chłopaka żeby mieć powód do chwalenia się koleżanką. Przeżyłam tyle lat sama, bez chłopaka - nie potrzebuję go.
      Oczywiście chwilę później mój towarzysz przybiegł spowrotem tym razem nie mówiąć niczego.
- Dlaczego wciąż jesteś taki nachalny? - spytałam.
Tym razem to on nie miał mi nic do powiedzenia, szedł cicho z głową w dole. Nie zdziwiło mnie to, tacy są faceci. Zawsze idą najprostszą drogą. Po co odpowiadać? Po co jakkolwiek reagować? Pobawiłby się mną i zostawił beztrosko.
      Znów zamyślona weszłam na cienkie drzewo krzycząc donośne "kurwa". Starłam sobie łokieć, ale poza tym nic mi nie było. Odwróciłam się chcąc zobaczyć sarkastyczny uśmieszek Willa, ale on nadal ze smutkiem patrzył dół. Nie szłam dalej, nie ruszałam się nawet z miejsca. Stałam wryta w ziemię zastanawiając się nad jego stanem i uczuciami. Czy aż tak zabolało go moje pytanie?
- Co jest? - spytałam.
Podniósł głowę, a na jego twarzy widać było ból i smutek. Czułam się okropnie wiedząc, że to ja doprowadziłam go do takiego stanu. Nikt go nie kochał przez całe siedemnaście lat, nie ma rodziców, rodzeństwa, a jedyna dziewczyna, która mu się spodobała była dla niego conajmniej okrutna. 
- Will ja... 
Nie wiedziałam co dalej powiedzieć, głos mi się załamał. Nikt nigdy nie stał nade mną i nie mówił "brawo kochanie, oby tak dalej!", ale przynajmniej w młodości miałam kochającą rodzinę.
       Staliśmy tak parę minut, a ja czułam łzy docierające mi do oczu. Bez większego przemyślenia sytuacji, rzuciłam się mu w ramiona szepcąc "przepraszam". Odwzajemnił mój uścisk nadal nic nie mówiąc. Płakałam wtulona w jego pierś jak dziecko czując złość do niego, do samej siebie i do całego świata, który był tak okrutny. Nie znałam dokładnego powodu mojego płaczu, po prostu chciałam wylać z siebie łzy kłębiące się we mnie od tylu lat. Wreszcie doczekałam się jego słów, ale było to dla mnie jeszcze większe zaskoczenie:
- Chione, ja Cię kocham.
Co miałam mu powiedzieć?"Sorki Will, ja czuję do Ciebie tylko przyjaźń."? Złamałabym mu serce, a i tak stawiałam go przed trudną sytuacją.
     Kolejna chwila, kolejne nieprzyjemne zdarzenie. Pocałował mnie namiętnie, trzymając w talii. Miałam dosyć samotności, miałam dosyć ciągłego strachu. Odwzajemniłam jego pocałunek co zdziwiło go bardziej niż mnie. Miałam wrażenie, że wokół nas brzmi muzyka, choć byliśmy w środku puszczy. Objęłam go nie przerywając pocałunku i ciesząc się z tej chwilii. Gdy oddaliliśmy się od siebie, spojrzałam mu głęboko w oczy, w których widać było radość. Nadal byliśmy do siebie przytuleni, ale staliśmy w ciszy wciąż patrząc na siebie. Co miałam zrobić? Nie chciałam być do końca życia sama.
     Postanowiłam przerwać krępującą ciszę:
- Przepraszam, że byłam taka oschła.
- Czemu to zrobiłaś? Czemu mnie nie odepchnęłaś i nie walnęłaś mnie w twarz? - zapytał.
- A chciałbyś? 
W tym momencie, przytulił mnie mocno do siebie z uśmiechem na twarzy.
- Dosyć!- krzyknęłam - Idziemy dalej.
Odepchnęłam go od siebie i pomaszerowałam dalej dobrze mi znaną ścieżką, która nabrała teraz innych kolorów. 
      Idąc kamienną drogą, zastanawiałam się nad uczuciami, którymi darzyłam Willa. Czy to na pewno miłość? Czy nie bawię się jego uczuciami? Potrząsnęłam głową skupiając się na drodze. Mam teraz ważniejsze zadanie do wykonania. Jutro powinniśmy dotrzec do wioski. Byłam już męczona nieustannym marszem i spragniona wygodnego łóżka i bezpiecznego domku, który tam na mnie czeka. Tak często odwiedziałam wioskę Hatumashiku, że dostałam tam własny domek. Było to miłe z ich strony, ale czy po odnalezieniu Willa ich stosunek do mnie się zmieni? Czy nie będą chcieli zostawić go tam, a mnie wypędzić z pustymi rękami. Było to możliwe więc musiałam się przygotować na każdą opcję.
     Zapadał zmrok, ale nigdzie nie było widać dogodnego miejsca na spędzenie nocy. Musieliśmy maszerować dalej. Zdałam sobię sprawę, z tego że od naszego pocałunku nie rozmawialiśmy ze sobą. Zapomniałam o nim przytłoczona problemami spoczywającymi na moich barkach.
- Czemu nic nie mówisz? - zapytałam.
- Nie chcę znów leżeć na ziemii.
- Długo jeszcze będziesz mi to wypominał? - powidziałam z uśmiechem.
- To się okaże. - odpowiedział.
Nie bardzo rozumiałam co to znaczy, ale nie zamierzałam zakrzątać tym sobie głowy.
     W końcu rzuciła mi się w oczy dobrze zakryta dolina. Wystarczyło zasłonić wejście, aby kąpletnie odciąć wnętrze od świata. Skierowałam się w stronę jej położenia prawadząc tam Willa za rękę. Wczołgaliśmy się do środka i zabrałam się za zakrywanie wejścia.
- Rozłóż posłania - rzuciałam przez ramię.
- Jak sobie życzysz - odpowiedział sarkastycznie.
Zajęło mi to kilka chwil. Zebrałam gałęzie, obstawiłam wejście idosypałam do tego trochę ziemi. W tym czasie Will rozłożył nasze "łóżka". Oczywiście, zrobiłabym to lepiej, ale nie chciałam narzekać. Zdjęłam łuk z pleców, pelerynę i odpięłam gorset. Dzisiejsza noc była wyjątkowo ciepła więc postanowiłam spać nago. 
     Zauważyłam zdziwione spojrzenie Willa.
- I tak już mnie już widziałeś. - powiedziałam puszczając do niego oko.
- Ja nie narzekam! - odpowidział.
Rozłożyłam moją pelerynę na posłanie znajdujące się tuż obok jego posłania. Echh... On już leżał - spanie to jego ulubiona czynność. Był bez koszulki i... bez spodni."To chyba nie był najlepszy pomysł" pomyślałam sobie. Położłam się obok niego, wtulając się w jego pierś. Zasnęłam po kilku sekunadach nie zdając sobie nawet sprawy z mojego zmęczenia.

piątek, 19 grudnia 2014

Podróżując przez nieznany życia ląd...

     Słońce po mału wznosiło się ku górze. Nadal leżałam w objęciach Willa co nie było dla mnie przyjemne. Szybko wstałam, karcąc się w myślach: "Dlaczego mu na to pozwoliłaś? Dlaczego robisz mu nadzieję?". Obudziłam do jak zbrodniaża w więzieniu, nie miałam mu niczego za złe, ale chciałam rozwiać wszelkie wątpliwości.
- Może wreszcie się obudzisz? - rzuciłam chłodno.
- Tak, tak... pięć minut... - powiedział przekręcając się na drugi bok.
W tym momencie przkroczył cienką granicę. Nie byłam przyzwyczajona do odmawiania moich rozkazów - jak powiem tak ma być! Pobiegłam do najbliższej rzeki, znajdowała się minutę drogi z legowiska. Nabrałam wody do pokrowca na strały, po czym pospiesznie wróciłam do mojego towarzysza. Z brutalnym uśmiechem na twarzy wylałam całą wodę prosto na niego. Oczywiście, możecie spodziewać się jego reakcji:
- Zwariowałaś? - krzyknął.
Nie zamierzałam mu odpowiadać. Nauczy się, że mnie się nie ignoruję i nie zamierzam tolerować humorków jakiegoś chłopaka.
     Musiałam się odświerzyć więc zostawiłam Willa samego w miejscu naszego legowiska mając nadzieję, że nie zrobi sobie krzywdy chodź na chwilę. Pionformowałam go, o moim wypadzie nad rzekę i ruszyłam żwawo w jej kierunku. Pszeszłam leśną ścieżką, którą otaczałay bujnie rosnące drzewa, robiące nad nią łuk z gałęzi. Gdy dotarłam na miejsce, położyłam łuk i strzały na ziemi i zdjęłam pelerynę. Zrzuciłam z siebie pozostałe części ubrania i weszłan nago do rzeki. Woda była przyjemnie chłodna, podziałała kojąco na moją zaniedbaną skórę. Zanurkowałam chcąc chodź na chwilę odciąć się od rzeczywistości.Po wynurzeniu, przepłynęłam jeszcze kawałek w stronę brzegu, po czym wyszłam na suchy ląd. Czułam przyjemny piasek pod stopami i promienie słoneczne odbijające się od mojego ciała. Stałam tam kilkanaście minut powoli schnąc. Nie czułam się skrępowana, mogły mnie zobaczyć jedynie potwory, a nie wydawały się one zaineteresowane nagą dziewczyną. Drugim warianetem był Will, ale on nie znał drogi do rzeki.
      Ubrałam się i związałam włosy w warkocz. Lubiłam je, były długie i srebrzysto-szare. Odziedziczyłam je po matce, która była wspaniałą kobietą chodź często roztrzepaną i strasznie dumną. Tą drugą cechę odziedziczyłam po niej... Chyba śpiący odczuł to dziś na własnej skórze, ale zbyt wiele niechcianych sytuacji zdarzyło się już pomiędzy nami. Wciąż zamyślona ostatnimi zdarzeniamy szłam z powrotem do Willa. Nie spieszyłam się, miałam przeczucie, że sobie poradzi beze mnie, a nawet dobrze mu to zrobi. Należała mu się chwila samotności bo niedawnym przebudzeniu. Gdy minęłam ostatni zakręt, zobaczyłam Willa spokojnie szykującego się do drogi. 
       Stanęłam jak wryta w ziemię. Myślałam, że zastanę chłopczyka grzecznie czekającego aż wrócę, a zastałam go umytego (włosy miał nadal mokre), przebranego w bojówki i żołnierską koszulkę bez rękawów i spakowanego z pełnym wyposażeniem.
- Chyba nie myślałaś, że będę siedział tu bezczynnie? - powiedział widzać moją minę.
- Kiedy i gdzie się umyłeś?
- Och... W tym samym czasie co ty, byłem jakieś sto metrów dalej. 
Poczułam, że się rumienię. Jak on mógł? Nie było wątpliwości, że jego wzrok niejednokrotnie skierował się w moją stronę podczas kąpieli. Nagle w oczach zapłonął mi gniew, nie mogłam się pochamować.
- Co ty sobie kurwa wyobrażasz? Myślisz, że się ugnę jeśli zagrasz "złego chłopca"? - krzyknęłam na cały głos.
- Ja? To ty chcesz cały czas mną żądzić, traktujesz mnie jak dziecko!
- Bo właśnie na takie traktowanie zasługujesz. Myślisz, że to zabawa? Prosze bardzo, baw się! Umierający ludzie mogą poczekaż aż łaskawie zaczniesz traktować życie poważnie!
Ostatnie zdanie wykrzyczałam ze łzami w oczach. Byłam tylko nastoletnią dziewczyną, a stałam przed tak ciężkim wyzwaniem. Jak stawić czoła całej armi z pomocą tylko jednego nastolatka?
      Nagle instynkt wziął górę, powtarzałam sobię w myślach "emocje nie mogą nad tobą zapanować". Podniosłam głowę do góry oznajmiając:
- Dosyć tego, idziemy dalej.
Nie obchodziło mnie jego zdanie, chciałam tylko dotrzeć do tej cholernej wioski. Ruszyłam w las, nie oglądając się za siebie. Krok po kroku coraz bardziej tonęłam w myślach. Analizowałam ostatnie sytuację, biorąc pod uwagę wszystkie możliwości. Tyle lat żyłam samotnie, martwiąc się tylko o siebie, aż znalazłam jego... Nie chciałam być na wojennej ścieżce z osobą, która ma mi pomóc w tak ważnej dla mnie chwili. Ale on też nie zachował się w porządku! Myślał, że mi zaimponuje? Ha! Nawet nie wie jak bardzo się pomylił.         Ze stanu zamyślenia wyrwał mnie nie znajomy odgłos. Od razu moje myśli powędrowały w stronę dnia, kiedy widziałam w Śmierci wojska wuja. Nie mogłam pozwolić aby sparaliżował mnie strach. Myśl trzeźwo, myśl trzeźwo... Znając życie będą maszerowali główną ściażką, nie są przeciaż głupi, nie zejdą ze szlaku. Złapałam Willa za ramię i pociągnęłam w głąb puszczy. Przebiegliśmy sto metrów, gdy zaczął dyszeć, ale widziałam, że starał się biec dalej. Nagle mnie olśniło. Znałam świetne schronienie jakieś pięćdziesiąt metrów dalej.
- Wytrzymaj, jeszcze tylko kawałek. - powiedziałam do niego.
Skręciliśmy w prawo, jescze trochę... Udało się, dobiegliśmy na miejsce. Odkopałam małą stertę liści i kazałam Willowi wskoczyć do znajdującego się tam tunelu. Bez słowa wykonał moje polecenie, a ja wskoczyłam za nim. Wejście ponownie zakryłam liśćmi i dołączyłam do Willa, który stał jakieś pięć metrów ode mnie. Tunel był długi na dokładnie piętnaście metrów, sama go wykopałam w razie takich właśnie sytuacji. Tylko ja o nim wiem i nie było najmniejszej szansy, aby żołnierze go znaleźli.
     - Co się dzieje? - zapytał mnie.
- Usłyszałam żołnierzy mojego wuja, nie ucieszyliby się na mój widok. 
Po tych słowach siedzieliśmy przez chwilę w krępującej ciszy. Naszczęście przerwał ją słowami:
- Jeśli chodzi o to nad rzeką...
- Nie powinieneś tego robić. - powiedziałam z powagą, ale bez złości.
- Wiem, to było głupie. Nie chciałem żebyś myślała, że nie umiem o siebie zadbać.
- Nigdy tak nie myślałam. Ktoś kto może ocalić całą krainę na pewno umię o sobie zadbać. - uśmiechnęłam się szczerze.
- Mimo wszystko, przepraszam za te nieprzyjemne zajścia.
Wreszcie udało mi się zrozumieć jego charakter. Był w rodzaju tarzana, dziki, nieprzewidywalny. Tacy goście ratują damy z opresji, dlatego czuje się przy mnie źle, mnie nie trzeba nigdy ratować. 
- Rozumiem Cię, myślisz, że jesteś ciamajdą bo to ja się opiekuję Tobą, a nie odwrotnie. - powiedziałam patrząc mu w oczy.
Przez chwilę znowu zapadła cisza po czym dodał:
- Pewnie uważasz mnie teraz za jakiegoś debila...
- Nigdy tak nie uważałam. 
Tym razem to on się uśmiechnął z wyrazem ulgi na twarzy. 
     Znałam go od kilku dni, a traktowałam go jak starszego brata. Pomimo wielu "ale" lubiłam go. Mam tylko nadzieję, że on nie będzę miał mnie zbyt szybko dosyć...
***
Kolejny rozdział, tak jak obiecałam - w piątek! Starałam się go wydłużyć wedle waszych próśb i mam nadzieję, że jesteście zadowoleni. :)
~Kat(i)

środa, 17 grudnia 2014

A co się stanie gdy mnie zabraknie?

      Chciałam cofnąć czas i niedopuścić do tego zdarzenia. Chciałam walnąć się w głowę tym przeklętym kamieniem, który leżał na mojej drodze. Zamiast tego mogłam jedynie odepchnąć Willa od siebie i resztę drogi spędzić w grobowej ciszy. Miałam wielką ochotę, uciec od niego i spędzić resztę dnia płaczać pod drzewem, ale wiedziałam, że nie ma on szans na przeżycie tu beze mnie, a był mi bardzo potrzebny. Czułam jego wzrok na moich plecach, lecz twardo maszerowałam przed siebie skupiając się na drodze.
     Słońce zbliżało się ku zachodowi, co przyczyniło się do lekkiego spadku temperatury. Droga była usłana leśną ściółką, gdzieniegdzie można było zobaczyć świstaki, które tak uwielbiałam. W Śmierci nie żyją wyłącznie zwierzęt z żądzą mordu, można tu spotkać naprawdę wiernych i słodkich towarzyszy, a zaliczały się do nich świstaki. Te małe, puchate kulki zawsze poprawiały mi humor. Rozluźniłam ramiona, zdobywając się na uśmiech. Analizując swoją sytuację, stwierdziłam, że zamartwianie się z powodu głupiego przytulania i paru nic nieznaczących słów nie ma najmniejszego sensu. Świat ma inne zmartwienia niż problemy nastolatki. Ruszyłam przed siebie, przyspieszając tempo i unosząc głowę do góry. 
      W lesie panował mrok więc postanowiłam się zatrzymać na noc. Nie zdawałam sobie sprawy z mojego głodu. Nieważne jak bardzo byłam wściekła na Willa, nie mogłam sobię pozwolić na wieczną wrogość wobec niego.
- Wytłumaczmy coś sobie, nie będę tolerować takich akcji. - powiedziałam wrogim tonem.
- Przemyślałem to wszystko. Nie powinienem zachowywać się w ten sposób, znamy się bardzo krótko, a ja już zdążyłem zrobić z siebie debila. 
Nigdy nie spodziewałabym się czegoś takiego. Zrobił na mnie dobre wrażenie, nawet nie potrafiłam się dalej na niego gniewać. 
- Zapomnijmy o tym. - odparłam.
       Poszliśmy poszukać czegoś do jedznia, a przy okazji opisałam mu rośliny, które może spożywać. W okolicy znaleźliśmy Jadowity Krzak, który pomimo swojej nazwy miał pyszne i zdrowe owoce podobne do jabłek lecz większy i bardziej owalne. Niedaleko znaleźliśmy kwałek ziemi, bujnie obrośnięty krzakami. Było to dobre miejsce na spędzenie nocy, a w tej chwili miałam ochotę tylko na sen. 
      Ziemia była miękka i wigodna więc zaoszczędziliśmy czas na rozkładaniu nowego legowiska. Położyliśmy się na kupce zebranych liści. Niespodziewanie Will zaczął rozmowę:
- Trochę tu zimno, nie sądzisz?
- Prawda, dzisiejsza noc jest wyjąkowo chłodna. - odpowiedziałam bez entuzjazmu.
Nagle przybliżył się do mnie znacznie ze strachem w oczach.
- Czy mogę... - głoś mu się załamał.
Wiedziałam o co mu chodzi. Bez większego zastanowienia wtuliłam się w jego ramiona zamykając oczy. To była chyba jedna z najdziwniejszych nocy w moim życiu.
     Śnił mi się pałac w samym centrum Krainy Novitas, który obecnie służy mojemu wujowi. Byłam ubrana w błękitną, koronkową suknię, sięgającą ziemi, a na głowie miałam diadem. Obok mnie stał mężczyzna, którego rozpoznałam bez problemu. Był to mój ojciec. Łzy dochodziły do moich oczów, a wzrok miałam wpatrzony w jego twarz.
- Tato... Tak się cieszę... - głos załamywał mi się ze szczęścia.
- Córko, chciałem Ci powiedzieć, że pomimo braku czasu dla ciebie, zawsze Cię kochałem.
- Przecież ja to wiem! Nigdy w to nie wątpiłam.
- Pamiętaj, że już jestem z Ciebie dumny, jeśli uratujesz moją krainę będę tryskał ze szczęścia, ale będę przy Tobie nawet w razie klęski.
Obraz rozmył się, a wraz z nim twarz mojego taty. Tak bardzo mi go brakuje.
*** 
Wiem, że spodziewaliście się kolejnego rozdziału kilka dni wcześniej, ale niestety nie miałam zbyt wiele czasu. Pocieszę Was, następny rozdział ukaże się do piątku. :)
~Kat(i)

sobota, 13 grudnia 2014

Ramię w ramię

      Tym razem nie obudziłam się bladym świtem. Będąc w jaskini, światło dotarło do mnie znacznie później. Powoli podniosłam się z posłania patrząc z niedowierzeniem na Will'a. "A więc udało mi się" pomyślałam z uśmiechem na ustach. Podszas gdy mój nowy towarzysz jeszcze spał, postanowiłam obejrzeć jaskinię. Wydawała się być wykuta w czarnej skale z ogromną precyzją. Ściany były gładkie jak posadzka marmurowa w pałacu. Gdzieniegdzie leżał diament lśniący niebieskim światłem. Zamiast podłogi, rosła tu bujna, ale z nieznanych mi powodów równo przycięta trawa. Nie było to złe miejsce na siedemnastoletni sen.       Zbliżało się południe więc postanowiłam obudzić śpiącego. Podchodząc do niego krok po kroku, mogłam się lepiej przyjżeć jego niebieskiej skórze i tatuażom. Obydwa ramiona zdobiły smoki ziejące ogniem. Na plecach, miał zaś wielkiego orła z wzniesionymi skrzydłami ku górze. Grecki znak delta widniał na jego karku. Dopiero teraz zdałam sobię sprawę z jego urody. Panny na dworach biłyby się o niego wzdychając i plotkując na temat jego wyglądu.
      Dotknęłam jego ramienia szepcąc jego imię. Powoli otworzył oczy z uśmiechem na twarzy.
- A więc to tak wygląda poranne wstawanie. - powiedział rozciągając się.
- Poranne? Jest już południe! - odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy.
Zakończyłam tą dyskusję spojrzeniem w stylu "wstawaj leniu!". Upięłam włosy w kok, zarzuciłam na siebie pelerynę i (standardowo) łuk. To była moja ulubiona broń. Lata spędzone w Śmierci nauczyły mnie, nie rzucania się w oczy. Łuk był zabójczy, precyzyjny, ale uśmiercał z daleka, co było wielkim plusem w tutejszych lasach. Dostałam go podczas wizyty w wiosce Hatumashiku. Ich przywódca jest bardzo miłym gościem, ale nie można mu do końca zaufać. Podarował mi łuk i pelerynę w ramach podziękowań za trud włożony w szukaniu śpiącego.
      Will wyrwał mnie z zamyślenia, oznajmiając, że jest gotowy do drogi. Miał na sobie krótkie, bawełniane spodnie i biały podkoszulek, na który założył skórzaną kamizelkę. Zauważyłam, że w pochwie trzyma długi miecz, odpowiedni do jego rozmiarów. Był ode mnie wyższy o głowę, a wcale nie byłam taka niska.
- W pobliżu znajduje się drzewo bąbelkowca. - powiedziałam.
- To chyba dobrze. - odpowiedział ze znakiem zapytania na twarzy.
- Oczywiście, że dobrze! Bąbelkowiec to głowne źródło mojego pożywienia! Choć to zobaczysz.
Wybiegłam radośnie z jaskini. Fajnie było mieć kogoś przy sobie po tylu latach samotności
     Gdy dobiegłam do najbliższego zakrętku, kątem oka spojrzałam na mojego towarzysza. Zorientowałam się, że pomimo dobrze zbudowanej sylwetki, nie ma kondycji. Po dwustu metrach był już całkiem zdyszany. Zaczekałam na niego koło najbliższczej skały.
- Kobieto, ale narzuciłaś tępo. - Wysyczał przez zęby.
- Jeśli chcesz tu przeżyć, nie możesz zostawać w tyle. 
Nie byłam na niego zła, lecz powiedziałam to z powagą. Lubiłam jego żarty, ale martwa nie uratuję Krainy Novatis. Dalej ruszyłam marszem, aby Will mógł nadążyć. Szliśmy ramię w ramię gdy nagle on zadał mi pytanie:
- Tyle wiesz o mnie, a może opowiesz mi coś o sobie?
- Znasz już moje imię. Mieszkam tutaj - pośród drzew i potworów. Jesteś mi potrzebny do wypełnienia bardzo ważnej misji, o której dowiesz się więcej gdy już dotrzemy do Twojej wioski. Spędziłam wiele lat, aby Cię odnaleźć. Po drodze minęłam się ze śmiercią ramię w ramię już niejeden raz, ale dotarłam tu i przebudziłam Cię. Jeśli chodzi o mniej ważne informacje, mam 16 lat i lubię owoce bąbelkowca. - ostatnie słowa powiedziałam z sarkastycznym uśmieszkiem.
Podczas naszej rozmowy, przebyliśmy większość drogi dzielącej nas od drzewa, więc mogliśmy je już zobaczyć. Maszerowaliśmy w milczeniu oglądając krajobraz.
     Gdy dotarliśmy na miejsce, oderwałam kawałek kory z drzewa. Praktycznie w tej samej chwili żywica zaczęła ściekać. Nastawiłam usta rozkoszując się smakiem i połykając powoli moje śniadanie. Gdy byłam już nasycona, zrobiłam miejsce dla Willa'a.
- Teraz ty. - powiedziałam.
- Nie wygląda smacznie. - skrzywił się.
- Chcesz przeżyć jeszcze jeden dzień bez jedzenia?
Zakończył dyskusję i z grymasem na ustach wziął kilka łyków nektrau. O tej porze roku, na drzewie nie było kwiatów, przez co musieliśmy zadowolić się samą żywicą. Po mimo wszystko byłam najedzona.
     Na twarzy śpiącego zauwarzyłam zmartwienie. Nie dziwiłam mu się, ledwo co się obudził, a ja już stawiam go przed ważną wyprawą, która ma ocalić całą Novitas. 
- Co Cię dręczy? - zapytałam.
- Wybudziłaś mnie, ale co dalej? Co zamierzasz robić? Przecież nie ruszymy tak po prostu w wyprawę.
- Teraz udamy się do wioski Hatumashiku. Znajdziesz tam kolegów swojego gatunku. Porozmawiamy z Waszym przywódcą, a on da nam wskazówki. Będziemy wędrować tam trzy dni.
Po tej rozmowie ruszyliśmy w drogę. Schodziliśmy z góry, tym razem udając się na północ. Wiedziałam jak trafić do wioski, byłam tam setki razy, a prywódca Hatumashiku bardzo mi pomógł.
Nie wiedziałam jak dalej potoczy się moja znajomość z Will'em, ale cieszyłam się, że jest blisko mnie. 
     Mijaliśmy właśnie ostatni zakręt, gdy wywróciłam się i pięknym łukiem przeleciałam dwa metry, lądując twardo na ziemi.
- Chione! - krzyknął Will.
Podbiegł do mnie z wyraźnym zaniepokojeniem na twarzy. Drżącymi rękoma, pomógł mi wstać.
- Nic Ci nie jest? - zapytał.
- Spokojnie, nie tak łatwo jest się mnie pozbyć. - uśmiechnęłam się.
Wtedy zobaczyłam coś dziwnego w jego oczach. Była to wyraźna ulga... On się o mnie martwił! I to nie w taki sposób: "Jak jej się coś stanie to nie trafię do wioski", było to najszczersze zmartwienie, opiekuńczość. Chyba zauważył moje zdziwienie, co ukazał pytaniem:
- Czemu masz taką minę?
- Wydaje Ci się. 
Poczułam, że się rumienie. Postanowiłam resztę drogi spędzić w ciszy. Poprowadziłam go drewnianym mostem, po czym skręciliśmy ostro w lewo wchodząc w Śmierć. Ścieżka wielokrotnie skręcała, ale wiedziałam gdzie mam się udać. Szłam pewnym krokiem przed siebie, co jakiś czas sprawdzając czy Will przypadkiem się nie oddala. Byłam naprawdę szczęśliwa, ale wielki ciężar spadł na moje ramiona. Dopiero teraz zdałam sobię sprawę, że muszę utrzymać przy życiu dwoje ludzi i do tego uratować miliony osób! Kropelka potu spłynęła mi po twarzy gdy nagle znowu potknęłam się o wystający kamień.
    Tym razem nie był to tak drastyczny upadek, ale lądując na ziemi, zaklnęłam głośno. "Pieprzona niezdara", skarciłam się w myślach. Wstydziłam się spojrzeć Willowi w oczy. Ktoś kto potyka się o każdy kamień prowadzi go na wielką wyprawę! Nie byłabym zachwycona na jego miejscu. I wtedy mnie zatkało. Spodziewając się złośliwej uwagi wstałam i spojrzałam mu w oczy. Zamiast tego, on mnie przytulił do siebie mówiąc:
- Nie wiem co sobie zrobię jeśli coś ci się stanie, księżniczko.
***
Starałam się poprawić moje wpisy według waszych kryterii. :) Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni. Oczekujcie następnego rozdziału już jutro. :))
~Kat(i)

piątek, 12 grudnia 2014

Nominacja Liebser Blog Award 2014!

Witam Was ponownie!
Wiem, że dziś spodziewaliście się kontynuacji opowiadanie, ale dostałam bardzo ciekawą propozycję od właścicielki bloga: http://wedlugliska.blogspot.com/.
Pare słów na temat Liebser Blog Award:
"Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za “dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."
Tak więc zadano mi następujące pytania:
1.Co byś zrobiła gdybys mogła cofnąć sie o 5 lat ?
2. Twój ulubieniec 
3.Kosmetyk warty swojej ceny
4.Jaki gatunek filmów/książek lubisz?
5.Jesteś pesymitką czy optymistką?
6.Psy czy koty ?
7.Ulubiony deser
8.Rzecz, bez której nie wychodzisz z domu
9.Wymarzony prezent na gwiazdkę to...
10.Kolor ścian w twojej sypialni to...?
11.Dlaczego piszesz bloga?
Moje odpowiedzi:
1. Raczej nie zmieniłabym przyszłości. Nie narzekam na moje dotychczasowe życie :)
2. Oczywiście, moja kotka - Filipa. 
3. Na to pytanie nie mogę odpowiedzieć - nie maluję się. 
4. Uwielbian fantasy.
5. Raczej staram się optymistycznie patrzeć na świat. :))
6. Nigdy nie znam odpowiedzi. Obydwa mają w sobie coś wyjątkowego.
7. Lody! Lody! Lody!
8. Odpowiedź Was nie zdziwi - telefon.
9. Bieżnia! Kocham sport, ale mogę sobie tylko pomarzyć....
10. Czerwony i pomarańczowy.
11. To był bardzo spontaniczny pomysł. Chciałam stworzyć nową historię, inną od wszystkich innych i tak się zaczęło.

Nominuję:
http://ravenclaw-ponad-wszystko.blogspot.com/
http://opowiesci-z-erithel.blogspot.com/
http://www.paulaes.pl/
http://minthairr.blogspot.com/
http://cetrin-blog.blogspot.com/
http://piszebloga.pl/
http://likeaphoenix.pl/
http://bloggerczteryzywioly.blogspot.com/
http://made-by-marczi.blogspot.com/
http://fitendjami.blogspot.se/
http://blog017.blogspot.com/
Pytania do Was:
1. Jakie jest Wasze największe marzenie?
2. Co sprawia Wam przyjemność?
4. Mieszkacie w bloku czy w domu?
5. Czemu uważacie, że Wasz blog jest ciekawy?
6. Jak często dodajecie posty?
7. Jaki jest Wasz ulubiony kolor?
8. Ulubiony sport?
9. Gdzie chcielibyście zamieszkać?
10. Czy rowadzicie jeszcze jakąś stronę?
11. Często się uśmiechacie?

To tyle z mojej strony. Zapraszam Was jutro na ciąg dalszy opowieści.
~Kat(i)

czwartek, 11 grudnia 2014

Tchnienie życia

Nie zmotywowało mnie to do dalszego działania. Tych diamentów było setki, jak miałam znaleźć akurat największy z nich! Chciałam piszczeć, tupać i krzyczeć "To niesprawiedliwe!" jednocześnie. Na nic by mi to dało, więc skrzywiłam się i wyszłam z tej durnej jaskini. Gdyby był to pierwszy lepszy diament leżący blisko wejścia, życie byłoby zbyt piękne. Zaczęłam więc szukać jakiś skrytek, dziur albo tajemnych przejść. Znalazłam ich kilka, ale wszystkie kamienie były bardzo podobnej wielkości. Próbując wykpać dziurę gołymi rękami natknęłam się na dosyć dziwny przedmiot. Był to sztylet. Byłam pewna, że nikogo przede mną tu nie było więc zaczepiłam sztulet o kołczan łuku spodziewając się następnej wskazówki. Od niechcenia weszłam do jaskini. Zaczęłam szukać tam, macałam ściany, sprawdziłam chyba każdy kąt aż natknęłam się na pudełko wielkości szafki nocnej. Zamiast dziurki od klucza znajdował się w nim otwór idealnie pasujący do kształtu sztyletu znalezionego kilka minut wcześniej. Bez większego zastanowienia sięgnęłam po sztylet i wsadziłam go do otworu. Nagle z pudełka rozbłysnęło rubinowe światło oślepiając mnie. Upuściłam pudełko i upadłam do tyłu. Gdy moje oczy przyzwyczaiły się do nagłej zmiany oświetlenia, drżacymi rękami sięgnęłam po pudełko. Było otwarte, a w środku znajdował się diament o wymiarach pudełka. Nawet debil by się domyślił, że to właśnie o ten szlachetny kamień chodziło. Z trudem podniosłam diament i podeszłam do śpiącego. Zaczęłam wypowiadać formułkę napisaną na ścianie - "Hatumashiku obudź się!". Wypowiadałam to jednocześnie licząc moje powtórzenia. Gdy doliczyłam się dwudziestu czterech z ulgą odłożyłam kamień. Moje ręce zdrętwiały i zrobiły się czerwone. Serce zaczęło bić szybciej, dłonie pociły się na myśl, że to nie zadziałało. Nagle śpiący wziął gwałtowny wdech i otworzył oczy. Pisnęłam ze szczęscia co go trochę przestraszyło, ponieważ zerwał się na równe nogi i krzyknął ze strachu.
- Spokojnie, nie mam wobec Ciebie złych zamiarów. - powiedziałam.
- Kim jesteś i co ja tu robię?
- Jestem Chione, a ty jesteś Uśpionym Hatumashiku.
Po jego minie domyśliłam się, że nie wiele mu to powiedziało więc postanowiłam podać mu więcej informacji na jego temat.
- Jesteś odrębnym odłamem gatunku Hatumashiku, który cieszy się dużą popularnością w tutejszych lasach. Przez całe dptychczasowe życie spałeś w tej jaskini, czekając aż ktoś Cię wybudzi. Pomimo to potrafisz chodzić, mówić oraz opanowałeś matematykę i łacine na poziomie podstawowym. Powinieneś także wiedzieć jak się nazywasz. 
Wymienienie tych wszystkich cech jego gatunku nie było dla mnie wielkim wyczynem. Studiuję historię jego gatunku od kąd uciekłam z pałacu.
- Willinghamer - wymamrotał śpiący.
- Co? - odpowiedziałam.
- Nazywam się Willinghamer. 
- To takie... wyjątkowe imię! Mimo wszystko będę nazywać Cię Will, nie mam zamiaru łamać języka.
Opowiedziałam mu o tym, jak tu dotarłam oraz dlaczego mieszkam w puszczy. Widać było, że jak na pierwszy dzień jego prawdziwego życia, informacji jest stanowczo za dużo. Wiem jak się czuje, sama byłam dla siebie obca podczas pierwszych miesięcy życia w Śmierci.
- Może pójdziemy coś zjeść?
- Jasne, nie jadłem nic od.... 17 lat!
Nie zdziwił mnie jego wiek. Wyglądał na mojego rówieśnika, pomyliłam się tylko o rok. Wiedziałam gdzie na tej górze zdobyć pożywienie i na szczęście droga nie prowadziła koło nieznanej jaskini napotkanej przeze mnie kilka godzin wcześniej. Zbliżając się ku wyjścia z jaskinie zobaczyłam, że dziś raczej nic już nie zjemy. Podczas naszej rozmowy, zapadł zmrok, a szukanie szwędanie się w tutejszych lasach po zmroku nie było rozsądną opcją.
- Niestety z posiłkiem musimy zaczekać do jutra. Jest już ciemno, a Twoja jaskini będzie dla nas dobrym schronieniem.
- Przeżyłem tyle lat, wytrzymam jeszcze jedną noc.
Od początku polubiłam go. Wydawał się być miłym face... śpiącym. Wjaśniłam mu, jak przygotować wygodne posłanie mając w pobliżu wyłącznie trawę i piasek, po czym zabraliśmy się do roboty. Zdobycie surowców nie było trudne więc ułożyliśmy je w odpowiedni sposób. Zdjęłam łuk z pleców i pelerynę po czym położyłam się. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jakie zmęczenie ogarnia moje ciało. 
- Wiesz co, to będzie moja pierwsza noc od pięciu lat spędzona z żywą istotą. - powiedziałam.
- Miło mi to słyszeć. Szczególnie, że to jest moja pierwsza.
Z uśmiechem na ustach zamknęłam oczy i odpłynęłam w krainę Morfeusza.
~Kat(i)

środa, 10 grudnia 2014

Odbiegamy od historii... :)

Cześć wszystkim!
W tym poście trochę pominiemy historię Chione i śpiącego. Pewnie niejeden z Was ma dużo na głowie więc dla ścisłości chcę ustalić w jakie dni możecie spodziewać się kontynuacji opowieści. Mianowicie:
- Wtorek (tego dnia oczekujcie mojej aktywności w późnych godzinach)
- Czwartek (godziny wieczorne - 17/18)
- Piątek ( po południu - 15/16)
- Sobota (południe)
- Niedziela (południe)
Mam nadzieje, że ułatwi nam to współpracę! 
    Oczywiście zapraszam Was tutaj także w pozostałe dni. Będę zamieszczać tu zdjęcia, dodatkowe informacje (np. o bohaterach), odpowiedzi na Wasze pytania i rzeczy tego typu. Podsumowując - luźniejsze posty. Powód Was nie zdziwi - w pozostałe dni po prostu mam multum zajęć i pisanie ze zmęczeniem i bólem głowy nie będzie sprawiało mi przyjemności. Podczas pisania tej notatki wpadłam na dość ciekawy pomysł. Te luźniejsze posty będą dodatkowo pisane innym kolorem czcionki. Co o tym myślicie? Piszcie w komentarzu, a teraz przejdźmy do drugiego tematu posta. Tak więc dziś na dobry początek zamieszczę parę zdjęć:
Temat: WYGLĄD ŚMIERCI




 Zgadnijcie na której z tych gór znajduje się jaskinia śpiącego (zdjęcie powyżej)




Obrazki przedstawiają Śmierć moimi oczami i właśnie tak będę ją opisywać. Oczywiście, nie chcę ograniczać waszej wyobraźni, tak więc nie musicie się nimi sugerować :)
~Kat(i)

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Spotkanie życia

Spojrzałam na Słońce znajdujące się teraz dokładnie na południu. Zorientowałam się, że muszę dotrzeć na drugą stronę góry, co wcale nie ułatwiało mi zadania. Zarzuciłam kaptur na głowę i ruszyłam w drogę, wchodząc pomały na Baladan. Nie była to stroma góra dzięki czemu pod wieczór powinnam znaleźć się w jaskini śpiącgo. Szłam ścieżką dawno wydeptaną przeze mnie. Często przychodziłam tu dla przyjemności, tutejszych widoków i - oczywiście - kwitną tu najlepsze kwiaty bąbelkowca, które były prawdziwym przysmakiem na kolację w puszczy. Po pewnym czasie ścieżka skręcała na zachód więc mimowolnie zeszłam z szlaku. Kamienie utrudniały mi chodzenie. Wbijały się w moje stopy - musicie wiedzieć, że wszędzie chodzę na boso. Buty, które pozostały mi z pałacu są na mnie za małe, z w Śmierci nie ma żadnych surowców na stworzenie butów. Widoki były naprawdę oszałamiające. W dole rzeka otaczała górę niczym fosa zamek, drzewa rosły aż po horyzont, gdzieniegdzie ptaki fruwały całymi stadami ćwierkając radośnie. Nie mogłam się skupić na moim zadaniu, stres kłębił się we mnie rozsadzając mi serce. Zauważyłam właśnie pierwszą jasnię, ale nie mógł się znajdować się w niej śpiący. Moje dane się z nią nie zgadzały, do jaskini śpiącego dzieli mnie jeszcze godzina drogi. Schowałam się za najbliższym krzakiem analizując możliwe zgrożnia. Gdyby wybiegł z niej jakiś gardłohód, miałabym niewielkie szanse. Zbocze jest zbyt strome, praktycznie bez równiny, na której można by było stoczyć walkę. Zwyczajne przejście dalej byłoby zbyt niebezpieczne, a nie mogłam sobie pozwilić na ryzyko. Nagle w moim mózgu zapaliła się lampka. Zsunęłam się dwa metry w dół, gdzie zboczy było naprawdę strome więc szłam przyklejona do skalnej ściany. Stąd żadne niebezpieczeństwo czające się w jaskini nie wyczuje mojego zapachu i marna szansa aby chciało zaatakować. Przeszłam tak około dziesięć metrów. Ręce zaczynały mnie boleć, palce u stóp zrobiły się sztywne i czerwone, po plecahc spływał mi pot, ale nie mogłam się zatrzymać ani wrócić. Jeden krok, drugi, nagle pod moją stopą osunęła się skała. Krzyknęłam, no może przypominało to bardziej pisk przestraszonej wiewiórki. Wisiałam nad przepaścią trzymając si wyłącznie obolałymi już rękami.
- No dalej, królewno. Tyle lat w puszczy, a ty nie potrafisz się podciągnąć na bazpieczny brzeg? - Powiedziałam do siebie.
W moich oczach zapłonął ogień. "Nie umrę, nie dzisiaj!", powtarzał sobie z zacięciem w myślach. Z łzami w oczach i zakwaszeniem mięśniwczołgałam się z powrotem na górską ścianę. Upadając spojrzałam ile mnie dzieli od tej nieznanej jaskini. Nie było jej w zasięgu wzroku więc ruszyłam dalej, tym razem stromym, ale bezpieczniejszym brzegiem. Podłoże z ostrych skał zamieniło się w miękką trawę, co było wielką ulgą dla moich stóp. Spojrzałam na mapę, następnie na Słońce, które pomału zniżało się w stronę horyzontu. Byłam już blisko. Moje obliczenia wskazywały, że jaskinia śpiącego znajduje się za skałą oddaloną ode mnie o jakieś pięćset metrów. Ruszyłam pewnie w drogę z błyskiem w oczach. Światło odbijało się od skał tworząc pomarańczową poświatę. Z każdym krokiem skała była coraz bliżej, ąz wreszcie mogłam dotknąc ją ręką. Przystanęłam.
- Ojcze, mam nadzieje, że jesteś ze mnie dumny.
Moje serce zabiło mocniej niż dotychczas, tak to musi być tutaj. Ominęłam skałe. Zobaczyłam wielką jaskinę wokół, której rozsypane były diamenty połyskujące na niebiesko. Niepewnym krokiem zbliżyłam się do wejścia przyglądając się drogocennym kamieniom. Przekraczając próg jaskini zobaczyłam człowieka leżącego na jej środku. Nie, to nie był człowiek. Jego ciało niczym nie różniło się od normalnego mężczyzny, ale jego skóra była niebieska i pokryta wieloma tatułażami. Jego włosy były długie i zaplecione w warkosz. Tak jak myślałam - na ścianach był wypisany rytuał obudzenia śpiącego. "Łacina" - pomyślałam. Ludzie! Wychowywałam się w zamku, łacinę miałam w małym palcu. Odczytałam wskazówki - " Odważny podróżniku, który włożyłeś trud w odnalezienie Uśpionego Hatumashiku, chciałbyć go przebudzić? Jeśli zamiary twe są czyste, znajdź największy z okolicznych diamentów i dwadzieścia cztery razy wypowiedz HATUMASHIKU OBUDŹ SIĘ!"
Super, no to się zaczyna.
~Kat(i)

niedziela, 7 grudnia 2014

Zew przeznaczenia

               Obudziałam się o świcie - tylko wtedy mam szansę zdobyć jeszcze pożywienie. Nocne potwory zapadają w sen, podczas gdy dzienne jeszcze do końca nie są przebudzone. Na śniadanie nie było rarytasów, musiałam zadowolić się żywicą bąbelkowca i jagodami z okolicznego krzaka. W Novitas nie jadamy mięsa - tutejsze zwierzęta są zatrute. Po porannym prysznicu założyłam moją szarą, bawełnianą pelerynę na skórzany gorset i jeansy. Zarzuciłam łuk i strzały na plecy po czym ruszyłam w drogę. Pierwszą zasadą przetrwania w Śmierci jest: "Nie zbaczaj z ścieżki chyba, że chcesz być zeżartą przez potwory". Muszę przedostać się przez górę Baladan. Nie będzie do dla mnie duże wyznanie, ponieważ tyle lat spędzonych w puszczy przygotowało mnie na dużo gorsze wyzwania. Moja podróż właśnie się zaczęła. Pokonuję kolejne centymetry, metry...  Po chwili zorientowałam się z otaczającej mnie ciszy. Nie był to dobry znak, w Śmierci nigdy nie zachodzi cisza. Wszędzie słychać szelest wiatru, plusk strumyka, a nawet ćwierkanie ptaków. Teraz nie było słychać nic prócz mojego oddechu. Zaniepokojona weszłam na najbliższe drzewo wypatrując kłopotów, ale one nie nadchodziły. Gdybym była głupia, poszłabym dalej udając, że nic się nie dzieje. Nie miałam zamiaru podać się na talerzu jakiejś dużej jaszczurki. Czekam, czekam... Mijają sekundy, minuty, w końcu minęła godzina. Moje przeczucia były słuszne choć jeszcze nic mnie tak nigdy nie zaskoczyło. Bardziej ucieszyłabym się ze stada gardłohodów niż wojs mojego wuja. Około dwudziestu uzbrojonych w miecze i tarcze żołnierzy maszerowało przez Śmierć. Serce podskoczyło mi do gardła, zaczęłam się pocić i trząść ze strachu. Nie było szans aby mnie zobaczyli z tej wysokości, ukrytej wśród gęsto rosnących gałęzi drzewa. Mimo wszystko już nie mogłam się tu czuć bezpiecznie. Wuj musi wiedzieć o moich odkryciach dotyczących śpiącego. Ty była zła wiadomość, bardzo zła. Mam niewiele czasu, a dogadanie się ze śpiącym także nie będzie łatwe. Gdy piechurzy wuja oddalili się na bezpieczną odległość, ruszyłam w drogę. Znajomy gwar puszczy zawitał  z powrotem w moich uszczach. Zdałam sobię sprawę z widoków, które mnie otaczają. Właśnie przechodziłam przez most tworzący przewalone drzewo. Przede mną rozciągało się pasmo gór, na szczytach których widać było śnieg pomimo pokojowej temperatury na dole. W dole płynęła rzeka, mająca około pół kilometra szerokości. Słońce odbijało się od jasno-zielonych liści drzew otaczających mnie z każdej strony. Gdy stałam już u stóp góry, wyjęłam mapę, na której miałam zaznaczone dokładne położenie śpiącego. Musiałam wdrapać się do połowy i znaleźć jaskinię znajdującą się dokładnie na wschodzie Baladanu. Obudzić śpiącego można tylko w jeden, nieznany mi sposób. Wiem tylko, że będzie on wypisany na ścianach jaskini. Jestem już tak blisko, a jednak na górze czeka mnie tyle niebezpieczeństw.
~Kat(i)

sobota, 6 grudnia 2014

Kwiat Lotosu

Część! Mam na imię Chione. Jak nakazują podręczniki - słodka szesnastka. Życie jest piękne - w bajkach. Podczas gdy w Novitas moje rówieśniczki odpoczywają w dworach swoich ojców plotkując przy filiżance herbaty, ja walczę o życie w tutejszej puszczy. Czy ma ona jakąś konkretniejszą nazwę? Ależ oczywiście! Śmierć. Każdy dzień tutaj to walka o jedzenie  przetrwanie.  Na pewno nie jeden z Was zastanawia się, co taka dziewczyna jak ja może robić i w takim miejscu. Odpowiedź jest prosta - mój ojciec był niekiedyś królem całej Krainy. Wszystko co można objąć wzrokiem należało do niego, a władcą był sprawiedliwym  
i miłosiernym. Żadko spędzaliśmy razem czas, ale kochał mnie nad życie, robił wszystko abym była szczęśliwa. Pamiętam go jako wysokiego faceta, mocnej budowy, o krótkich brązowych włosach i brodzie  tej samej barwy. Nigdy nie spotkałam lepszego wzoru do naśladowania. Zapytacie więc: co księżniczka robi w puszczy, podczas gdy powinna relaksować się 
w pałacu? To by było piękne i prawdziwe gdyby nie mój wuj, który pewnego dnia zakradł się 
w nocy i zasztyletował moich rodziców. Uszłam z życiem tylko dzięki wiernemu słudze mojego ojca. Żadne straże wuja nie odważyły się wstąpić za mną do Śmierci więc przynajmniej tu nie muszę zakrzątać nim sobie głowy. Po pogrzebie rodziców, wałśnie on - kłamca i zabójca objął tron. Wprowadził do Novitas terror i nikt nie może się tu czuć bezpiecznie. Od tamtej pory wychowuje się w dziczy pełnej potworów i trujących roślin. Z miejsca mogę wymienić Wam kreatury, którym prawie udało się odebrać mi życie. Zacznijmy od tych najgorszych:
- Gardłochody (Nazwa nie wzięła się z nikąd. Ich ciało składa się dosłownie z głowy i nóg wyrastających z gardła. Plują kwasem i mają ogon zakończony zatrutym kolcem. Milutkie.)
- Erectusy (Słyszeliście kiedyś historię o dinozaurach? Pomnóżcie Tyranosaurusa Rexa razy dwa.)
- Amandor ( Gigantyczna jaszczurka ziejąca ogniem. Niezbyt miłe stworzenie)
Myślę, że tyle informacji o moich "pupilach" Wam narazie wystarczy. 
Moim celem w życiu jest odnalezienie uśpionego Hatumashiku - potocznie nazywanego śpiącym. Ogólnie w tych lasach roi się od tej rasy, ale śpiący są najrzadszym gatunkiem w całej Novitas przez co moje poszukiwania trwają już bardzo długo. Dlaczego są oni tacy wyjątkowi? Mianowicie, zamiast serce ich życie napędza klejnot, dzięki któremu będę mogła pokonać obecnego króla i zasiąść na tronie. Moje poszukiwania właśnie dobiegają końca. Znam już dokładne położenie śpiącego - wystarczy się tam dostać, wystarczy przebyć jeszcze jedną górę i mój cel życiowy się spełni. Wierzę, że będę godną dziedziczką tronu Krainy Novitas i zaprowadzę tu tak wyczekiwany pokój.
 ***
A więc początek opowiadania już za mną. Mam nadzięję, że choć trochę Was zaciekawiłam i zostaniecie ze mną na dłużej. :)
~ Kat(i)

piątek, 5 grudnia 2014

Poznajmy się, dobrze?

Co będę tu opisywać?
Spokojnie, nie będzie to kolejny blog o "ciekawym" życiu nastolatków. Zamierzam z nudnych doświadczeń stworzyć coś wspaniałego! Wiem, wiem.. Brzmi to trochę zagadkowo i niezbyt konkretnie, ale cała magia tkwi w zdobywaniu wiedzy! Wszystko opisane będzie Wam zupełnie odległe, ale na swój sposób odnajdziecie tu siebie. Stworzę historię dla każdego, znajdziecie tu własne historie zamknięte w małym pudełeczku otwartym na świat i tętniącym życiem! Nadal nie jesteście pewni co odnajdziecie wśród "stronic" mojego bloga? Może ten krótki wstęp wstępów rozjaśni wasze umysły. 
Znalazłam Cię! Po tylu latach szukania nareszcie moja przyszłość się rozjaśnia! Nawet nie masz pojęcia ile lat poświęciłam na poszukiwania, naukę o Twoim gatunku i odpowiednie przygotowania. Czemu tak dziwnie na mnie spoglądasz? Masz rację, nie powinnam  tak zaczynać naszej znajomości. Jestem Chione, witam w krainie Novitas. Nie jesteś tu bezpieczny, ale wiem gdzie tacy jak ty znajdują schronienie. Tak się złożyło, że nie jestem mile widzianą osobą, za to wiem jak przeżyć w tutejszych lasach, więc lepiej trzymaj się mnie i nie zostawaj z tyłu.
Mam nadzieję, że zostaniesz z moim blogiem na dłużej. Postaram się jak najbardziej trafić w gusta moich cztelników. Piszcie opinie w komentarzach, w końcu ten blog jest dla Was! Następny wpis ukaże się już jutro :).
~ Kat(i)