Ta noc była dla mnie wyjątkowo ciężka. Czułam się, jakby ktoś walił moją głową o ścianę, nie mogłam zasnąć i chciało mi się pić. Około północy miałam już serdecznie dość spania, ubrałam się i bez większego zastanowienia wyszłam z legowiska. Najbliższa rzeka była pół godziny marszu stąd, ale i tak nie miałam nic lepszego do roboty. Moje ciało pragnęło wody, do picia i do pływania.
Nie kierowałam się rozsądkiem, chciałam na chwilę uciec od tego wszystkiego. Nadmiar obowiązków przytłaczał mnie doszczędnie. "W okrutnym świecie, tylko najtwardsi wygrywają" - zawsze powtarzałam to sobie w myślach, gdy miałam doła. "Broda do góry, klatka do przodu, pokaż wszystkim, że to oni powinni się Ciebie bać" - z kolei to były słowa mojego ojca, kieruje się nimi do dziś.
Nie wiedziałam ile już idę, ale zbliżałam się do celu. Minęłam właśnie ostatni zakręt, gdy moim oczom ukazała się rzeka, lśniąca w blasku księżyca, który znajdował się obecnie w pełni. Niebo miało barwę szafiru, gwiazdy zdawały się dawać więcej światła niż księżyc, a wokół rozbrzmiewały odgłosy lasu.
Chwiejnym krokiem podeszłam do wody, po czym napiłam się gasząc pragnienie. Wyprostowałam się i sciągnęłam z siebie ubrania, kładąc łuk najbliżej brzegu. Powoli, krok po kroku weszłam do zimnej wody. Pływałam rozmyślając nad moim "związkiem" z Willem. Czy to w ogóle miało sens? Czy naprawdę coś do niego czułam?
Coś mi podpowiadało, że to nie ten chłopak, nie z nim jest mi dane iść przez świat. Poczułam się głupio, jak zwykle - chciałam dobrze, a wyszło jak wyszło... Zrobiłam mu nadzieje, pewnie jest przekonany, że jesteśmy wzorową parą! Musiałam to zakończyć, ale nie chciałam go zranić.
Po jakimś czasie ręce zaczęły mnie boleć od ciągłego pływania, więc udałam się w kierunku brzegu. Wychodząc, poczułam powiew chłodnego wiatru. Szybko ubrałam się ponownie i udałam się z powrotem do Willa.
***
Z PERSPEKTYWY WILLA
Obudził mnie odgłos czyiś stóp. Po chwili do legowiska weszła Chione, niezdarnie próbując zachować ciszę. Kiepsko jej to wyszło, zważywszy na hałas jaki wyżądziła upuszczając wszystkie patyki zastępujące drzwi.
- Prawie się nie obudziłem.
- Zamknij się - syknęła przez ramię.
Byłem bardziej rozbawiony niż urażony jej zachowaniem. To była cała Chione - twarda i bezwzględna.
Wstałem bez większego entuzjazmu i zarzuciłem na siebie ubrania. Po chwili zrozumiałem, że gapię się bez sensu na moją towarzyszkę, która właśnie składała legowisko.
- Ślinka Ci cieknie - powiedziała widząc moje zachowanie.
Tym razem udało jej się mnie zawstydzić co pewnie bardzo ją usatysfakcjonowało.
Mimo tych docinek, nie mogłem nadziwić się jej urodzie. Białe jak śnieg włosy, uplotła w warkocz sięgający jej do pasa. Oczy miała duże i dogłębnie szare (początkowo wzbudzało to we mnie lęk), a nos mały i lekko zadarty. Nie miała się czego wstydzić, a szególnie jej figury. Wyraźnie kobiece kształty dodawały jej piękna i wbrew pozorom nadal wyglądała jak wojowniczka.
Wyrwałem się z zamyślenia, nie chciałem dawać jej kolejnego powodu do naśmiewania się.
- Idziemy coś zjeść? - Zapytałem.
- Nie - odpowiedziała wystawiając język.
Wyszła z legowiska rozwalając doszczędnie wejście.
- Zachowujesz się jak dziecko - powiedziałem próbując się nie roześmiać.
- A ty jak baba! - usłyszałem z oddali.
Zacząłem biec z radością stwierdzając, że moja kondycja znacznie się poprawiła. Dogoniłem ją po kilku sekundach i jak zwykle zmierzaliśmy w kierunku wioski. Dziś miał być ten dzień! Dziś mieliśmy tam dotrzec!
- To kiedy będziemy na miejscu? - Zapytałem.
- Koło południa. Szykuj się na królewskie powitanie - mrugnęła do mnie okiem.
- O co Ci chodzi?
- Nie rozumiesz? Jesteś śpiącym! Czekali na Ciebie od setek lat, posyłali miliony ludzi na poszukiwania, prowadzili najróżniejsze badania! Przyjmą Cię jakbyś był ostatnim człowiekiem w Novitas.
Nigdy wcześniej nie myślałem o tym w ten sposób. Ogółem, mieliśmy ostatnio mnóstwo "atrakcji", więc żadko się nad tym zastanawiałem.
- Co jest we mnie takiego wyjątkowego? - Zapytałem.
Wtedy Chione odwróciła się i dotknęła prawą ręką mojej klatki piersiowej.
- Zamiast serca, masz kamień szlachetny. Daje ci on moc jakiej nigdy sobie nie wyobrażałeś! Każdy śpiący ma swoją specjalność, a pobyt w wiosce pomoże Ci odkryć swoją.
Po tych słowach odwróciła się, maszerując dalej. Nie ukrywałem swojego zdziwienia choć większe wrażenie zrobiła na mnie styczność z Chione niż sama wiadomość. Nagle zatrzymała się, a ja prawie na nią wpadłem.
- To tutaj, możemy coś zjeść. - powiedziała.
Rosło tu około tuzin krzewów, z których wyrastały owoce różnej wielkości i o różnych kolorach.
- Możesz jeść wszystkie owoce, oprócz fioletowy i żółtych.
Bez zastanowienia podszedłem do najbliższego krzaka i zerwałem owoc. Postanowiłem spróbować każdego po kolei.
Najbardziej do gustu przypadły mi czerwone, były słodkie i miękkie. Zauważyłem, że Chione objada się w kącie fioletowymi owocami.
- Ej! Mówiłaś, że nie wolno jeść fioletowych!
- Powiedziałam, że ty nie możesz. To moje ulubione, trujące są tylko żółte, ale spróbuj tylko dotknąć fioletowych, a odgryze ci palce.
Po tych słowach postanowiłem zostać przy pozostałych kolorach.
Najedzeni ruszyliśmy w drogę. Od rana nie rozmawialiśmy o wczorajszych zajściach, a osobiście bałem się zacząć temat. Nie chciałem popsóć miłej atmosfery panującej między nami. Mogłaby jeszcze pomyśleć, że się narzucam albo, że jestem napalonym zboczeńcem! Szybko odsunąłem od siebie te myśli i skupiłem się nadrodze.
- Za piętnaście minut będziemy na miejscu - powiedziała z uśmiechem.
Piętnaście minut? Nie wiem kiedy zleciał czas, ale nagle zacząłem się stresować. Co jeśli nikt mnie nie polubi? W sumie, i tak niedługo wyjeżdża z Chione ratować Novitas, więc co za różnica? Pomimo tego, ręce zaczęły mi się pocić. "Ogarnij się!" - skarciłem się w duchu.
Szliśmy leśną ścieżką prowadzącą pod górkę.
- Za tamtym wzgórzem będziemy na miejscu
W tym momencie znalazłem w sobie odwagę i chwyciłem ją za rękę pociągając do siebie. Zaskoczona wpadła w moje ramiona.
- Dlaczego od rana unikasz szczerej rozmowy? - Wycedziłem.
- Will... Nie utrudniaj tego.
Już chciałem protestować, mówiąc, że należą mi się wyjaśnienia, ale zobaczyłem ból i smutek w jej oczach.
- Zostańmy na razie przyjaciółmi - szepnęła.
- Przyjaciele się przytulają?
Z uśmiechem, odwzajemniła mój uścisk. Czemu ta chwila nie mogła trwać wiecznie?
- Czekają tam na nas. - Powiedziała.
Puściłem ją ze smutkiem, zdając sobie sprawę z tego, że szansa na nasz związek jest coraz mniejsza.
~Kat(i)